www.lynchland.eu
Forum serwisu lynchland.eu
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum www.lynchland.eu Strona Główna
->
Blue Velvet
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Ogłoszenia
----------------
Ogłoszenia
Newsy
Twin Peaks
----------------
Twin Peaks - Ogniu Krocz Ze Mną
Serial ogólnie i odcinki
Muzyka
Inne
Filmy
----------------
Filmografia
INLAND EMPIRE
Mulholland Drive
Prosta Historia
Zagubiona Autostrada
Dzikość Serca
Blue Velvet
Człowiek Słoń
Diuna
Głowa do Wycierania
David Lynch
----------------
Muzyka
Sztuka
Kino Światowe
----------------
Filmy Zagraniczne
Filmy Polskie
Inne
----------------
Muzyka
Inne tematy
Kosz
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
pjhmoon
Wysłany: Sob 1:21, 03 Kwi 2010
Temat postu:
A mi przypomniała intuicja dokładnie przed samym filmem. ok wrzucam
2x po 40-ści kilka MB.
http://www.mediafire.com/?gjnyicwywz0
http://www.mediafire.com/?hgzzzi0tmi4
Qbin2001
Wysłany: Sob 1:15, 03 Kwi 2010
Temat postu:
Tnx PJ - przegapiłem wczoraj
pjhmoon
Wysłany: Sob 1:02, 03 Kwi 2010
Temat postu:
Interpretacja z kino mowi, wersja audio (ok. 14 minut).
http://www.mediafire.com/?ctfcjz5wmgi
Wersje audio-video dodam później.
pjhmoon
Wysłany: Pon 2:11, 30 Lis 2009
Temat postu:
Snuffer napisał:
Jak dla mnie ta choroba.. to dobroć. Jeffrey to cichy idealista, i ta 'naiwność' z drugiej strony może być chorobą. Jak dla mnie Blue Velvet - wyborny film, co najmniej 9/10 bawiąc się w ocenianie.
A Jeffrey to nie przypadkiem alter ego reżysera, ktory po prostu spoglada wstecz. Postac ta wraca na swoje stare smieci i tam odnajduje neurozy swiata w jakim sie wychowal nasz bohater. Jest to bardzo ciekawy okres kiedy usa dostalo sporego kopa cywilizacyjnego. Co oczywiscie wiazalo sie z szeregiem zaburzen emocjonalnych i pojawieniem sie wielu fobii z drugiej strony. Muzyka jako nierozerwalny element zycia w tamtych czasach pełni tu bardzo dobry klucz do podswiadomosci bohaterów. Praktycznie w wiekszosci autorskich filmów Davida można wyodrebnic konkretne zaburzenie i towarzyszace im stany (fuga dysocjacyjna w LH. labilność emocjonalna W FWWM, itd) Osobiscie "Blue Velvet" widze w takim wypadku jako zaproszenie na "Zagubioną Autostradę". Wystarczy sie dobrze przyjrzeć ze te dwa filmy mają wiele wspólnego. Mozna powiedziec ze Zagubiona Autostrada ma skrzydło w Blue Velvet. Chocby ten element o którym wspomnial prawdziwek {Frank i mąż Dorothy to jedna i ta sama osoba} To ze Frank nie jest juz osobą którą poślubiła Dorothy jest takze elementem czy raczej motywem ktory powtorzony jest w LH. I sadze ze ma to rece i nogi i swoje wyjasnienie. Zarówno w pierwszym i drugim filmie podobne.
David Lynch mial 40 lat gdy stworzyl "Blue Velvet".
doggod
Wysłany: Wto 20:04, 24 Lis 2009
Temat postu:
Postac FRANKA moim zdaniem jest bardzo wazna w tym filmie i ma bardzo złożony kontekst symboliczny. Całość filmu jest przesiąknieta Freudowskim kompleksem Edypa. Relacja OJCIEC -SYN jest bardzo uwypuklona. Film praktycznie zaczyna się zawałem ojca JEFFREY'A, a kończy śmiercią FRANKA. Słusznie zauwazył EL PABLO klamrowość sielankowych scen z poczatku i konca filmu. Byc moze ten cały "środek" filmu jest jedynie projekcją pewnych zdarzeń, które maja miejsce jedynie na poziomie symbolicznych uwarunkowań i idei? FRANK z jednej uosabia typowe, "ojcowskie" cechy, szczególnie w sytuacji, kiedy nie jest owładnięty seksualnym podnieceniem. Podniecenie seksualne zmienia jego osobowość na to, które zapewne wypiera z siebie lub stanowi tesknote za czymś, czego nigdy nie doswiadczył. Staje sie wtedy dzieckiem, chłopcem o kazirodczych popędach. JEFFREY mógłby byc w pewnym sensie alter ego FRANKA. gdyz znajduje sie w wieku przełomowym. Z jednej strony pozostaje wlasnie jeszcze niedoswiadczonym marzycielem o chłopięcych tesknotach, ale z drugiej strony powoli wkracza w swiat dorosłych ludzi i powolnego odcinania pępowiny od ojcowskiej dominacji rodzinnej. FRANK zatem faktycznie mógłby być pewna figurą symboliczną, która obrazuje ten specyficzny okres w zyciu JEFFREY'A.
prawdziwek
Wysłany: Wto 19:14, 24 Lis 2009
Temat postu:
Wracając do interpretacji Frank=mąż Dorothy. Będę tu pewnie podejrzewany o jakieś obsesje na punkcie tematu tożsamości osobowej, bo skądinąd dopatrywałem się tożsamości Earle=Cooper. Tym nie mniej to pierwsze przypuszczenie wysnuwam zupełnie z innych względów niż to drugie.
Mniej interesuje mnie sam Frank, lecz raczej istota relacji Frank-Dorothy, która przypomina właśnie relację w tzw. rodzinach patologicznych. Relację między nieudolnym, starzejącym się mężem, a żoną w pełni rozkwitu. Do tego nie są potrzebne żadne porwania, czy związki z mafią, aby taka relacja się wytworzyła.
Po drugie, doskonale wyjaśnia to, oczywiście na płaszczyźnie symbolicznej, związki Franka z policjantami. Po prostu, dopóki nie wydarzy się coś szokującego i nadto widocznego, by to zignorować, jak biegnąca w środku nocy naga kobieta, dopóty nikt się nie interesuje sytuacją wewnątrz rodziny, a nawet utrzymywane są normalne międzysąsiedzkie kontakty towarzyskie.
Po trzecie, historie porwań i mafii itd. mają pewną znakomitą cechę - pozwalają uznać, że to, co dzieje się w sąsiedztwie, jest wynikiem jakiegoś dziwnego zbiegu okoliczności, niestworzonych sił, wyjątkowych zdarzeń. Takie przekonanie pozwala łatwiej wrócić do normalności ludziom, którzy się z czymś tak niepokojącym zetknęli. Na zasadzie: To straszne, co się stało w naszym sąsiedztwie, ale to przecież mafia była... Takie właśnie oswajanie traumatycznych zdarzeń przez dobudowywanie niesamowitych historii w tle.
Warto zwrócić uwagę jakich piosenek słucha Frank, na ich teksty: "Blue Velvet", "In dreams". One opowiadają o relacji między kobietą a mężczyzną, w której ta pierwsza jest poza zasięgiem tego drugiego. Mężczyzna płaczący po stracie kobiety i mający marzenie, że kiedyś będą razem... Motywem działań Franka jest poczucie, że stracił Dorothy, albo że nigdy tak na prawdę nie posiądzie Dorothy.
prawdziwek
Wysłany: Wto 18:54, 24 Lis 2009
Temat postu:
Cytat:
Ale przecież idealizm mozna rozpatrywac na róznych płaszczyznach chociażby naiwnosci w stosunku do świata i ludzi ktory cechuje Jeffreya, moze też objawiac sie w romantyzmie który głowny bohater na pewno posiada. A czy marzyciel nie jest cichym idealistą? jak dla mnie tak, a marzenia moga być rózne od tych najbardziej skomplikowanych i wybujałych po najbardziej proste. W moim odczuciu Jeffrey jako osoba młoda nieskażona w sumie złem otaczającego go świata (do momentu romansu z Dorothy) moze zostać przypisana jako cichy idealista. A to ze szuka różych wrażeń to przecież prawo młodych ludzi.
Ja staram się jednak odróżniać takie postawy jak idealistę, marzyciela, człowieka o niezniszczonym kręgosłupie moralnym albo "pięknoducha", czyli kogoś, kogo Ty charakteryzujesz w tym momencie. Może to takie "zboczenie zawodowe", ale mam niezależne powody, by upierać się przy swoim. Po pierwsze są to postawy różne i poniekąd niezależnie przyjmowane. Po drugie, nazywanie jedną nazwą różnych rzeczy prowadzi do ekwiwokacji. Polega to na tym, że dana osoba najpierw stwierdza, że Jeff jest "idealistą" w sensie "pięknoduchem", a potem interpretuje jego zachowanie w jakiejś innej scenie przez pryzmat przekonania, że jest idealistą w tym przeze mnie podanym sensie. Ja widzę w Twoich wypowiedziach ekwiwokacje, gdy uzasadniasz, że Jeff to idealista, przytaczając przykłady na jego pięknoduchostwo, nienaruszony kręgosłup moralny, czy marzycielstwo. A przecież, to wszystko są różne cechy i wcale nie trzeba ich posiadać jednocześnie.
Poza tym termin "idealista" jest brzmi bardzo nobilitująco. W sensie, że jesteśmy zazwyczaj przekonani, że prawdziwi idealiści to ludzie wyjątkowi na tle konformistycznej i pragmatycznie nastawionej reszty społeczeństwa. A ja jakoś u Jeffa tej specjalnej wyjątkowości nie widzę. Prędzej u Sandy, choć ją też raczej określiłbym mianem "marzycielki".
El Pablo
Wysłany: Wto 14:29, 24 Lis 2009
Temat postu:
Doggod napisał:
Cytat:
Oczywiscie. Jest to sprawa dyskusyjna. tak naprawde nie wiemy tego, jakie doznania towarzyszyły DOROTHY w czasie spotkań z FRANKIEM. W mojej ocenie nie czerpała z nich seksualnej satysfakcji. Z prostego powodu - w relacjach S/M z FRANKIEM on wystepowała w roli matki, która z racji swego statusu społecznego, miała dominujacą rolę nad FRANKIEM, który wystepował tutaj w roli jej syna. Zatem relacja zupełnie inna, niz ta, która charakteryzowała jej relacje z JEFFREY'em. Relacje seksualne DOROTHY z FRANKIEM, i byc moze z jej męzem, nie stwarzały dla niej satysfakcjonujących doznań seksualnych, jednak to FRANK ośmielił ją do egzekwowania swoich pragnień, które dopiero mogła zrealizować z JEFFREY'EM i to JEFFREY spowodował jej spełnienie w sexie.
Zgoda.
Co do zakończenia to zwróćcie uwagę na pierwsze ujecia w filmie te z płotkiem i kwiatami oraz ze strażakiem i te ostatnie które sa takie same tylko w odwrotnej kolejnosci. Jak dla mnie oznacza to ze historia zatoczyła koło i wróciła do punktu wyjścia, została spieta swoistą klamrą. A to oznacza że sielanka powróciła a grzeszki mieszkańców nadal pozostają w ukryciu. Co do miny Dorothy to mozna ja różnie interpretować jako wyraz zatroskania, smutka, zamyślenia a moze i ulgi, kazdy widzi co innego.
Cytat:
Nie, to nie jest idealizm, nawet w tym najbardziej potocznym znaczeniu. Idealista, to ktoś, kto żyje ideami, ich realizacja i wcielanie w życie stanowi o sensie jego istnienia. Ty piszesz natomiast o typie marzyciela. A nawet to nie jest dla mnie jasne, bo czy posiadanie tego typu marzeń jest czymś na tyle niezwykłym, w sumie takie rzeczy akurat się czasem zdarzają.
Ale przecież idealizm mozna rozpatrywac na róznych płaszczyznach chociażby naiwnosci w stosunku do świata i ludzi ktory cechuje Jeffreya, moze też objawiac sie w romantyzmie który głowny bohater na pewno posiada. A czy marzyciel nie jest cichym idealistą? jak dla mnie tak, a marzenia moga być rózne od tych najbardziej skomplikowanych i wybujałych po najbardziej proste. W moim odczuciu Jeffrey jako osoba młoda nieskażona w sumie złem otaczającego go świata (do momentu romansu z Dorothy) moze zostać przypisana jako cichy idealista. A to ze szuka różych wrażeń to przecież prawo młodych ludzi.
Cytat:
Poza tym, a co myślicie o takiej interpretacji:
Frank i mąż Dorothy to jedna i ta sama osoba. To całe porwanie, to taka bujda. Raczej metafora , że wzgląd na dziecko trzyma żonę przy mężu. Mężu, który kiedyś był może fajnym człowiekiem (ten porwany), a teraz jest nieudolnym, sfrustrowanym alkoholikiem, rozrabiaką (Frank). W seksie do niczego, nadrabia - brutalnymi zachowaniami wobec żony, zastraszaniem jej itd.
Dosć ciekawe rozwiązanie o którym nawet nie pomyślałem.
prawdziwek
Wysłany: Pon 23:07, 23 Lis 2009
Temat postu:
Poza tym, a co myślicie o takiej interpretacji:
Frank i mąż Dorothy to jedna i ta sama osoba. To całe porwanie, to taka bujda. Raczej metafora , że wzgląd na dziecko trzyma żonę przy mężu. Mężu, który kiedyś był może fajnym człowiekiem (ten porwany), a teraz jest nieudolnym, sfrustrowanym alkoholikiem, rozrabiaką (Frank). W seksie do niczego, nadrabia - brutalnymi zachowaniami wobec żony, zastraszaniem jej itd.
Natomiast to co widzimy i jest elementem fabuły, to obraz namalowany przez wyobraźnię młodego chłopaka, który widzi pewne rzeczy po raz pierwszy i je nie do końca rozumie.
prawdziwek
Wysłany: Pon 22:55, 23 Lis 2009
Temat postu:
doggod napisał:
Oczywiscie. Jest to sprawa dyskusyjna. tak naprawde nie wiemy tego, jakie doznania towarzyszyły DOROTHY w czasie spotkań z FRANKIEM. W mojej ocenie nie czerpała z nich seksualnej satysfakcji. Z prostego powodu - w relacjach S/M z FRANKIEM on wystepowała w roli matki, która z racji swego statusu społecznego, miała dominujacą rolę nad FRANKIEM, który wystepował tutaj w roli jej syna. Zatem relacja zupełnie inna, niz ta, która charakteryzowała jej relacje z JEFFREY'em. Relacje seksualne DOROTHY z FRANKIEM, i byc moze z jej męzem, nie stwarzały dla niej satysfakcjonujących doznań seksualnych, jednak to FRANK ośmielił ją do egzekwowania swoich pragnień, które dopiero mogła zrealizować z JEFFREY'EM i to JEFFREY spowodował jej spełnienie w sexie.
No właśnie. Warto zwrócić uwagę na to, że relacja Franka z Dorothy nie jest taka prosta. To, że zmuszał ją do seksu, nie znaczy, że był stroną dominującą. Nie znaczy też, że to właśnie zmuszanie stanowiło dla Dorothy największy problem. Wręcz przeciwnie - może raczej to, że zmuszał ją nieudolny facet, który aby dowieść swojej męskości musiał sięgać po ów symboliczny aparat tlenowy.
prawdziwek
Wysłany: Pon 21:56, 23 Lis 2009
Temat postu:
Cytat:
Ja go odczuwam jako prostego chłopaka który jedyne o czym marzy to poznanie spokojnej kobiety z którą miałby kilkoro dzieci i żyłby sobie w domku na uboczu, czy to nie jest idealizm?
Nie, to nie jest idealizm, nawet w tym najbardziej potocznym znaczeniu. Idealista, to ktoś, kto żyje ideami, ich realizacja i wcielanie w życie stanowi o sensie jego istnienia. Ty piszesz natomiast o typie marzyciela. A nawet to nie jest dla mnie jasne, bo czy posiadanie tego typu marzeń jest czymś na tyle niezwykłym, w sumie takie rzeczy akurat się czasem zdarzają.
Po drugie, Jeff chyba początkowo niczego takiego nie szuka. "Lubię tajemnice. Ty jesteś tajemnicą." Pamiętacie te słowa? To bynajmniej nie do Dorothy było. A ponadto, jakimi artefaktami się otacza? Jakim samochodem jeździ? Jeff szuka wrażeń - dopiero, gdy te wrażenia okazują się inne niż oczekiwał, marzy o świętym spokoju i pozwala swojej dziewczynie, kreować rzeczywistość wokół niego, na jej modłę. Wiele natomiast wskazuje na to, że dom, kochająca kobieta, mili sąsiedzi itd. to było marzenie Coopera.
Myślę, że przez fakt, iż obydwie postacie grane są przez tego samego aktora, projektujesz domniemane marzenia Coopera na Jeffa. Jeff jest osobą inteligentną, wrażliwą, ciekawą świata, z pasją i z kręgosłupem moralnym - to jestem w stanie wywnioskować z filmu. Ale nie widzę w nim ani idealisty ani marzyciela.
Cytat:
Co do zakońćzenia. Nie jestem tego tak pewien, czy było to szcześliwe zakońćzenie. Zwróć uwagę na ostatni grymas twarzy Dorothy - z pogodnej twarzy tworzy się bardzo smutna i niepokojąca.
Ja myślę, że to było takie niby szczęśliwe zakończenie, ale o sytuacji Dorothy świadczy ono mniej więcej tyle samo, co machający strażak o sytuacji miejscowej straży pożarnej. To jest tylko szczęśliwy obrazek wpisujący się w wizję Sandy, Jeffreya, matki, ciotki i reszty towarzystwa, które wierzy w pliszki. Co się tam dalej dzieje - tego nikt nie wie, a co ważniejsze - nikogo to już nie obchodzi. Być może dwuznaczność tego grymasu może nam sugerować, byśmy nadto nie ufali tej szczęśliwej wizji, jako odpowiadającej w 100% rzeczywistości.
doggod
Wysłany: Pon 19:59, 23 Lis 2009
Temat postu:
Tylko ze ten seks wynikal tylko z nagabywań Dorothy, to ona odczuwała satysfakcję z dostawania po twarzy. Gdyby było inaczej to nie zmuszala by do tego dopiero co poznanego młodego wystraszonego chłopaka. Tylko przyjęłaby seks w formie jaki proponował Jeffrey czyli normalny beż żadnych udziwnień.
=====================================
Oczywiscie. Jest to sprawa dyskusyjna. tak naprawde nie wiemy tego, jakie doznania towarzyszyły DOROTHY w czasie spotkań z FRANKIEM. W mojej ocenie nie czerpała z nich seksualnej satysfakcji. Z prostego powodu - w relacjach S/M z FRANKIEM on wystepowała w roli matki, która z racji swego statusu społecznego, miała dominujacą rolę nad FRANKIEM, który wystepował tutaj w roli jej syna. Zatem relacja zupełnie inna, niz ta, która charakteryzowała jej relacje z JEFFREY'em. Relacje seksualne DOROTHY z FRANKIEM, i byc moze z jej męzem, nie stwarzały dla niej satysfakcjonujących doznań seksualnych, jednak to FRANK ośmielił ją do egzekwowania swoich pragnień, które dopiero mogła zrealizować z JEFFREY'EM i to JEFFREY spowodował jej spełnienie w sexie.
"Mnie o sielankowym zakończeniu przekonał drozd(?), wystarczy sobie przypomnieć sen o którym opowiadała Sandy w którym to ptaki przynosiły miłość i spokój."
==========================================
To była pliszka chyba, ale nie jest to w tym momencie istotne. Owszem, taki proroczy sen miała SANDY, ale to był jedynie JEJ sen, nie DOROTHY. Owsem, widzimy w ostatniej scenie tego ptaka z robalem w dziobie, ale mimo wszystko zachowanie DOROTHY, jej ostatni grymas strachu i zaniepokojenia burzy nieco te sielankę. Przypomina mi sie tutaj przesłuchanie majora BRIGGSA przez WINDOMA EARLA, w którym, na pytanie tego drugiego , "czego się najbardziej obawiasz?", BRIGGS odrzekł, ze MIŁOŚĆ moze nie być zbyt wystarczajaca. My wiemy, ze w domyśle BRIGGS myslał o skutecznym przeciwstawieniu się złu. LYNCH chyba tutaj, w BLUE VELVET takze pozostawił wolne pole do interpretacji. JA dostrzegam mimo wszystko pesymistyczne zakonczenei w tym filmie, ale oczywiscie optymistyczny wariant ma takze racje bytu.
El Pablo
Wysłany: Pon 19:39, 23 Lis 2009
Temat postu:
Prawdziwek napisał:
Cytat:
Jeffrey nie jest też typem idealisty. Przynajmniej nie widzę niczego w filmie, co by mogło o tym świadczyć. Cooper - jak najbardziej, bo to wynika z jego deklaracji, że walczy po stronie dobra. Jeff to dzieciak, którego, jak sam deklaruje, fascynują tajemnice. Grzebie więc w bagnie, a jak go bagno zaczyna wciągać, znajduje jakieś pseudo-rozwiązanie tajemnicy, by skończyć z tym wszystkim i mieć święty spokój.
Ja go odczuwam jako prostego chłopaka który jedyne o czym marzy to poznanie spokojnej kobiety z którą miałby kilkoro dzieci i żyłby sobie w domku na uboczu, czy to nie jest idealizm? Odkrywa ucho na polonie jako przykładny obywatel zanosi je na policję, fakt daje się wplątać w kryminalne wydarzenia, odkrywa mroczną stronę miasteczka ale jednocześnie stara się pomóc Dorothy i policji. Przecież rownie dobrze mogł to wszystko olać i zapomnieć o całej sprawie, myślę ze jednak sumienie i pewne idealy w nim zaszczepione nie pozwoliłoby mu na to.
Doggod napisał:
Cytat:
Kilka uwag:
ELEKTRYCZNOŚĆ pojawiła sie juz w ERASERHEAd i pojawiłą się również w nastepnych filmach;
ZABURZENIA SEKSUALNE czy tez nie w pełni zrealizowana SEKSUALNOSĆ pojawiła się tez w ERASERHEAd i ELEPHANT MAN
OGIEŃ był już ERASERHEAD
FRANK jak dla mnie ma swojego odpowiednika w Hrabiu HARKONENIE Diuny
Tak masz rację ja tylko odnosiłem sie do tych dwóch tytułów BV i TP, prawdę powiedziawszy nie przypominam sobie za bardzo motywu ognia w Głowie do wycierania ale być moze umknęło to mojej uwadze.
Cytat:
Ty patrzysz na jakis zwiazek emocjonalny, który miedzy nimi zaszedł, ale popatrz, jak wygladał ich sex - pełen sadomasochistycznych elementów. Może to właśnie Jeffrey pozostawił Dorothy, satysfakcję w odczuwania bólu?
Tylko ze ten seks wynikal tylko z nagabywań Dorothy, to ona odczuwała satysfakcję z dostawania po twarzy. Gdyby było inaczej to nie zmuszala by do tego dopiero co poznanego młodego wystraszonego chłopaka. Tylko przyjęłaby seks w formie jaki proponował Jeffrey czyli normalny beż żadnych udziwnień.
Cytat:
Co do zakońćzenia. Nie jestem tego tak pewien, czy było to szcześliwe zakońćzenie. Zwróć uwagę na ostatni grymas twarzy Dorothy - z pogodnej twarzy tworzy się bardzo smutna i niepokojąca.
Mnie o sielankowym zakończeniu przekonał drozd(?), wystarczy sobie przypomnieć sen o którym opowiadała Sandy w którym to ptaki przynosiły miłość i spokój.
doggod
Wysłany: Pon 17:49, 23 Lis 2009
Temat postu:
El Pablo napisał:
Ten film to swoiste preludium przed Twin Peaks. To tu zaczynają pojawiać sie motywy które następnie zostaną wykorzystane w serialu i w filme.
- elektryczność
- zaburzenia seksualne
- ogień
- drozd
- tartak
- drewno wywożone na cieżarówkach
- sielnakowe miasteczko
- przytulny bar
- Frank to ktoś przypominający mi Lelanda, człowiek ktory wzrusza sie muzyką a jednocześnie brutalnie zaspokaja swoje popędy.
- Jeffrey to taki sam idealista jak Cooper, który poznaje mroczne tajemnice miasteczka do tego sam nie jest nieskazitelny i posiada w sobie ukryte pokłady pierwotnych instynktów.
Jesli chodzi o to co Jeffrey "zostawił" w Dorothy to też sądzę ze to dobroć.
Musze przyznać że zaskoczyło mnie zakończenie wręcz idealne i nie w lynchowskim stylu.
Kilka uwag:
ELEKTRYCZNOŚĆ pojawiła sie juz w ERASERHEAd i pojawiłą się również w nastepnych filmach;
ZABURZENIA SEKSUALNE czy tez nie w pełni zrealizowana SEKSUALNOSĆ pojawiła się tez w ERASERHEAd i ELEPHANT MAN
OGIEŃ był już ERASERHEAD
FRANK jak dla mnie ma swojego odpowiednika w Hrabiu HARKONENIE Diuny
Co do zakońćzenia. Nie jestem tego tak pewien, czy było to szcześliwe zakońćzenie. Zwróć uwagę na ostatni grymas twarzy Dorothy - z pogodnej twarzy tworzy się bardzo smutna i niepokojąca. Zakończenie wieloznaczne, podobnie jak w FIRE WALK WITH ME. Ty patrzysz na jakis zwiazek emocjonalny, który miedzy nimi zaszedł, ale popatrz, jak wygladał ich sex - pełen sadomasochistycznych elementów. Może to właśnie Jeffrey pozostawił Dorothy, satysfakcję w odczuwania bólu?
prawdziwek
Wysłany: Pon 16:16, 23 Lis 2009
Temat postu:
A ja tam sobie myślę, że tu nikt nic w nikim nie zostawił i na tym polega cały koncept. Z początku oglądamy sielankę, czyli to jak ludzie widzą swoje życie, jak chcą je widzieć. Potem nurzamy się wraz z bohaterem w bagnie z robalami, by potem powrócić do stanu pierwotnego, jakby nigdy nic.
Warto zwrócić uwagę, że zagadka, którą rozpracowywał Jeffrey wcale nie została przez niego rozwiązana. Warta wspomnienia jest tu chociażby rola "skorumpowanego policjanta", fakt że był on kolegą przyszłego teścia Jeffreya. Kolejna rzecz - policyjne radio u Franka - skąd się wzięło? Dlaczego to Frank okazuje się mężczyzną w przebraniu, skoro Jeffrey widział ich witających się ze sobą?
Dla mnie te pytania pokazują, że Blue Velvet nie jest tak łatwym filmem, jak niektórzy sądzą. Jeśli potraktować go zbyt dosłownie - fabuła okazałaby się bzdurna. To jest zaproszenie, abyśmy przeszli na poziom symboliczny i aby spojrzeć na całą sytuację z nieco innej, bardziej abstrakcyjnej perspektywy.
Jeffrey nie jest też typem idealisty. Przynajmniej nie widzę niczego w filmie, co by mogło o tym świadczyć. Cooper - jak najbardziej, bo to wynika z jego deklaracji, że walczy po stronie dobra. Jeff to dzieciak, którego, jak sam deklaruje, fascynują tajemnice. Grzebie więc w bagnie, a jak go bagno zaczyna wciągać, znajduje jakieś pseudo-rozwiązanie tajemnicy, by skończyć z tym wszystkim i mieć święty spokój.
Co do preludium... Niektórzy sądzą, że "Twin Peaks" to opus magnum Lyncha. Ja zaś myślę, że jest to gorsza rzecz niż "Blue Velvet", które jest perełką nie wymagającą właściwie odniesień do niczego. Gorsza, bo natłok różnych wątków, spraw i obrazów mocno odciąga widza TP od istotniejszych treści. Gorsza, bo łącząca różne koncepcje, m. in. z Blue Velvet z nowszymi pomysłami, które będą widoczne w następnych obrazach Lyncha w sposób nie do końca harmonijny.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin