Autor Wiadomość
prawdziwek
PostWysłany: Pią 16:02, 29 Kwi 2011    Temat postu:

tibilisi napisał:

Swoją drogą, nadal kształcą w tym kraju opóźnionych w rozwoju modernistów.
Strach.



To już historia oceni, który kierunek - nowoczesność czy pomo jest przejawem większego intelektualnego rozwoju. Dla mnie pomo otworzyło wrota piekieł dzięki czemu zdaniem niektórych podawanie argumentów to imponowanie koleżankom z polonistyki natomiast to:

Cytat:
Przyjdą na mój dziki zachód. Zniszczą jeszcze. Struktury jakieś znajdą. Oem G, yo.
A ja grzeje nawet zimne Smile


jest wyrazem przenajgłębszej mądrości i dojrzałości.

Choć przyznam, że tak na dobrą sprawę mało mnie obchodzi, który twórca, do jakiego prądu się przyznaje i co rajcuje panienki na polonistyce. Czytam, oglądam, słucham i oceniam na własny użytek.
tibilisi
PostWysłany: Pon 2:26, 25 Kwi 2011    Temat postu:

Cytat:
Film został oparty na kiepskiej literaturze. Nie chodzi mi tu bynajmniej o jej walory czysto estetyczne, lecz o ogólny koncept. Literatura science-fiction daje autorom możliwość komentowania bieżących wydarzeń politycznych i społecznych, jakie się dokonują na ich oczach. Autorzy konstruują możliwe światy, w których uwypuklone są pewne niepokojące ich zjawiska, które dostrzegają wokół siebie. I tak "Diuna" nawiązuje do następujących zjawisk: zimnej wojny, totalitaryzmu, globalizacji i nadmiernej eksploatacji dóbr naturalnych. Przedstawia tu bardzo naiwną spiskową teorię dziejów, wedle której światem rządzą globalne korporacje, którym zimna wojna jest na rękę. Jedna strona owej "zimnej wojny" jest tu prostym zlepkiem stereotypów na temat Związku Radzieckiego. Autor wplata jednak w całą historię również mnóstwo wątków dotyczących indywidualnego rozwoju, inicjacji, poszukiwania własnej drogi życiowej itd. Całość przeplata się nawzajem bez ładu i składu. "Diunie" daleko do subtelności chociażby takiego "Solaris" Lema.

Filmowa Diuna jest totalnym gniotem. Tu się zgodzę. Nie ten reżyser. Też się zgodzę. Lynch winien zostać na swoich przetajemniczych opowieściach o facetach z problemami moczopłciowymi.
Inny grupa docelowa, inny sposób markietingu.
Swoją drogą, nadal kształcą w tym kraju opóźnionych w rozwoju modernistów.
Strach.
Przyjdą na mój dziki zachód. Zniszczą jeszcze. Struktury jakieś znajdą. Oem G, yo.

Ah, jak już się mądrzyć to z przytupem. Bo walenie truizmami może imponować ledwie zahukanym koleżankom z polonistyki.
Ocenianie dzieł przez pryzmat swojego guru też jest kiepskim pomysłem. Zdradza pewien niedowład.
Uwierz na słowo.

Ale w końcu marka z gatunku tych modrych.

A ja grzeje nawet zimne Smile
pjhmoon
PostWysłany: Sob 19:37, 16 Sie 2008    Temat postu:

powiedzmy to sobie szczerze i glosno jestes Kinowym leniem Wink
Swoja droga w jakich odstepach trzeba ogladac te wszystkie wersje zeby wychwycic wszystkie roznice. Moze to byc niemozliwe.
Qbin2001
PostWysłany: Pią 2:19, 15 Sie 2008    Temat postu:

yep! mam ją na dvd od chyba 2 lat ale jeszcze sienei zdobyłem na obejzrenie.

Poza tym ściągnąłem ostatnio TRZY kolejne wersje fanowskie - sporo pozmieniane, mnóstwo scen z usuniętych scen które wyszły na DVD w USA. W sumei mam juz cztery nieobejrzane wersje LOL
pjhmoon
PostWysłany: Pią 0:38, 15 Sie 2008    Temat postu:

Qbin2001 napisał:

Istnieje jednak dłuższa wersja telewizyjna (czasami błędnie nazywana 'Directors Cut') z domontowanymi fragmentami, które wylądowały w koszu. Brak w nich dodanych w postprodukcji efektów specjalnych (niebieskich oczu u Fremenów). Kilka (drastycznych) scen z filmu wypadło, sporo dodano, część zaminiono miejscami. Film ma też inny początek (nie ma Irulany, jest nowe wprowadzenie). Film jest w formacie TV (4:3), a nie panoramicznym.

Obraz nie jest sygnowany nazwiskiem Lyncha (sprzeciwił się temu sam Lynch). Reżyseria: Alan Smithee, Scenariusz James Booth (oba nazwiska wykorzytywane kiedy autorzy wycofują nazwiska z czołówki.

Szczerze mówiąc wciąż jeszcze nie widziałem tej wersji w całości...

A ja chyba na nią trafiłem Wink To co napisałes o innym poczatku mnie naprowadziło ze to jednak nie pomyłka a istniejąca wersja. Co prawda ta inna wersje mam na jakimś dziwnym ripie ale przynajmniej wiem co to jest Smile
prawdziwek
PostWysłany: Czw 20:15, 19 Lip 2007    Temat postu:

doggod napisał:
Podzielam zdanie, ze DIUNA nie należy do udanych dzieł LYNCHA. Przyczyny upatrywałbym się raczej w tym, że LYNCH lekkomyślnie zdecydował się na opowieść, której głównym bohaterem i głównym wątkiem tak naprawdę była pewna zbiorowość. LYNCH jednak najlepiej czuje się w eksplorowaniu bardziej kameralnych sytuacji. Interesuje go jednostka, a nie zbiorowość, przynajmniej w wymiarze fabuły filmowej.


Zgoda. Coś podobnego sam chciałem powiedzieć. Diuna jako typowa powieść science-fiction dotyczy pewnych problemów zbiorowości. Mówiąc o problemach społecznych chodziło mi właśnie o tego typu kwestie, które dotyczą grup społecznych, społeczeństw, narodów czy całej ludzkości.

doggod napisał:
Najbardziej charakterystyczne motywy utworów s-f to umiejscowienie akcji w innych galaktykach, zamknięcie jej na pokładzie statku kosmicznego, wędrówka w czasie, kontakt z obcą cywilizacją. I rzadko kiedy były alegorią bieżących problemów społeczno - politycznych.


Owszem, jeżeli przez bieżące problemy społeczne rozumiemy wyłącznie tego rodzaju rzeczy jak chwilowy wzrost bezrobocia, albo brak wystarczającej liczby mieszkań. Ale nie taka była moja intencja. Dla mnie problem społeczny to taki, który dotyczy zbiorowości, który jest wynikiem przemian, jakie się w tej zbiorowości dokonują itd. A przecież w literaturze science-fiction zawsze roiło się od takich tematów, jak zagrożenia wynikające z rozwoju technologii (maszyny, mutanty). Zauważ również, że w tych odległych galaktykach autorzy projektowali światy stanowiące niekiedy wyidealizowany model funkcjonowania pewnego ustroju politycznego - literatura ta aż roi się od złych imperatorów i ich pozbawionych indywidualności poddanych (vide: totalitaryzm). Także kontakt z obcymi to nie jest przecież problem nękający wyłącznie jednostkę, ale kwestia o podstawowym znaczeniu dla ludzkości. Oczywiście nie w każdej powieści science-fiction znajdziemy tego typu zagadnienia, tym nie mniej prawie każdy WYBITNY autor je chętnie poruszał. I co najważniejsze, ten najwybitniejszy, którego mamy zaszczyt być rodakami, i który uczynił z tego gatunku głęboką, pełnowartościową literaturę klasy A, dotykał ich właściwie na każdym kroku.

doggod napisał:
ERASERHEAD był tyle samo filmem zawierajacym elementy SF, jak każdy jego kolejny film. To, ze w pewnym momencie pojawia się dziwna planeta, która ma kształt mózgu, nie oznacza wcale o jakimś szczególnym elelmencie SF. No, chyba że ze kazde elementy oniryczne potraktujemy z góry jako science - fiction.


I tu też zgoda. Wspomniałem o Eraserhead tylko w tym kontekście, że pojawiają się tam pewne nawiązania do estetyki science-fiction. Sam film określiłem jako ekspresjonistyczny, nie mający z prawdziwym science-fiction wiele wspólnego.
doggod
PostWysłany: Czw 18:57, 19 Lip 2007    Temat postu:

Podzielam zdanie, ze DIUNA nie należy do udanych dzieł LYNCHA. Przyczyny upatrywałbym się raczej w tym, że LYNCH lekkomyślnie zdecydował się na opowieść, której głównym bohaterem i głównym wątkiem tak naprawdę była pewna zbiorowość. LYNCH jednak najlepiej czuje się w eksplorowaniu bardziej kameralnych sytuacji. Interesuje go jednostka, a nie zbiorowość, przynajmniej w wymiarze fabuły filmowej.


Co do twojej diagnozy, czego ma dotyczyć literatura science - fiction to sie nie zgodzę. Literatura ta nie tylko ma komentować bieżące wydarzenia społeczno - polityczne etc. Najbardziej charakterystyczne motywy utworów s-f to umiejscowienie akcji w innych galaktykach, zamknięcie jej na pokładzie statku kosmicznego, wędrówka w czasie, kontakt z obcą cywilizacją. I rzadko kiedy były alegorią bieżących problemów społeczno - politycznych. ERASERHEAD był tyle samo filmem zawierajacym elementy SF, jak każdy jego kolejny film. To, ze w pewnym momencie pojawia się dziwna planeta, która ma kształt mózgu, nie oznacza wcale o jakimś szczególnym elelmencie SF. No, chyba że ze kazde elementy oniryczne potraktujemy z góry jako science - fiction.
prawdziwek
PostWysłany: Czw 15:10, 19 Lip 2007    Temat postu:

"Diuna" to zdecydowanie jeden z najgorszych filmów jakie widziałem. (Przynajmniej jeżeli brać pod uwagę kino o artystyczynych aspiracjach.) Wcale nie dziwi mnie to, że Lynch się do niego niechętnie przyznaje. Przyczyny klęski Mistrza są dla mnie jasne:

(1) Film został oparty na kiepskiej literaturze. Nie chodzi mi tu bynajmniej o jej walory czysto estetyczne, lecz o ogólny koncept. Literatura science-fiction daje autorom możliwość komentowania bieżących wydarzeń politycznych i społecznych, jakie się dokonują na ich oczach. Autorzy konstruują możliwe światy, w których uwypuklone są pewne niepokojące ich zjawiska, które dostrzegają wokół siebie. I tak "Diuna" nawiązuje do następujących zjawisk: zimnej wojny, totalitaryzmu, globalizacji i nadmiernej eksploatacji dóbr naturalnych. Przedstawia tu bardzo naiwną spiskową teorię dziejów, wedle której światem rządzą globalne korporacje, którym zimna wojna jest na rękę. Jedna strona owej "zimnej wojny" jest tu prostym zlepkiem stereotypów na temat Związku Radzieckiego. Autor wplata jednak w całą historię również mnóstwo wątków dotyczących indywidualnego rozwoju, inicjacji, poszukiwania własnej drogi życiowej itd. Całość przeplata się nawzajem bez ładu i składu. "Diunie" daleko do subtelności chociażby takiego "Solaris" Lema.

(2) Za ekranizację Diuny wziął się niewłaściwy reżyser, osoba, która jest mało zainteresowana tym, co w literaturze science-fiction najbardziej wartościowe: przedstawienie komentarza do ogólnej sytuacji społecznej bądź politycznej. Lynch to natomiast twórca zainteresowany "wnętrzem" człowieka, jego rozwojem, dojrzewaniem, subiektywnym odczuwaniem rzeczywistości. Elementy science-fiction pojawiły się w "Eraserhead", ale użyte były w zupełnie innej - ekspresjonistycznej - konwencji. Klasyczne science-fiction to gatunek, za który tego typu twórcy w ogóle nie powinni się brać.

W efekcie postał totalny gniot. Takie kino nie zadowoli raczej ani tych, którzy oczekują od kina przyjemnej rozrywki, ani tych, dla których filmy stanowić mają materiał do głębszych przemyśleń. Na szczęście jest to jedyna tego typu wpadka w twórczości Lyncha, i już sam ten fakt, czyni go na tle innych reżyserów, wyjątkową osobistością we współczesnym kinie.
Qbin2001
PostWysłany: Śro 23:02, 12 Kwi 2006    Temat postu:

Jednakże (po przestudiowaniu informacji na temat tej wersji):
- jest to jeszcze trochę inna wersja wydłużona niż ta z TV (krótsza niż TV, dłuższa niż kinowa - cos pomiędzy).
- jest w formacie 2.35:1 (w nowym prologu zrobionym dla wersji TV obcieto górę i dół ekranu by uzyskać szeroki ekran).
- nie znalazłem informacji, czy są zrobione efekty specjalne w dodanych fragmentach
- Lynch nie ma z tą wersją nic wspólnego Wink
Gość
PostWysłany: Śro 12:08, 12 Kwi 2006    Temat postu:

Ale efekty, muzyka i wide-screen jest Smile
Qbin2001
PostWysłany: Wto 20:37, 11 Kwi 2006    Temat postu:

Ta druga "rozszerzona wersja" filmu to właśnie wersja Alana Smithee zrobiona dla TV - nie autoryzowana pzrez Lyncha Smile niestety, to NIE JEST wersja REŻYSERSKA.
Gość
PostWysłany: Wto 19:47, 11 Kwi 2006    Temat postu:

Qbin: http://free4web.pl/PrintNews/28712,227347,
Qbin2001
PostWysłany: Pon 16:40, 10 Kwi 2006    Temat postu:

Dzieci Diuny nie widziałem jeszcze. Serial Diuna mnie osłabił. "książę" który siedzi przy stole jak amerykański nastolatek który ma wszystko w... nosie. Matka Wielebna z uszami Myszki Mickey (koszmarny strój!). Jessika która raczej mi przyponała panienkę lekkich obyczajów, a nie Bene Gesserit. Zmiany ISTOTNYCH fragmentów książki (choćby ucieczka Paula i Jessiki - tam po raz pierwszy pokazuje jak operuje głosem, a tu figa i jeszcze ratuje ich jakiś statek... brrrr....). Zero stylu, kiczowate efekty specjalne, nijakie czerwie... Nie, dziękuję....

Dzieło Lyncha ma sporo różnic w stosunku do książki, ale ma przynajmniej KLIMAT.
weronik
PostWysłany: Pon 11:06, 10 Kwi 2006    Temat postu:

Qbin2001 napisał:
PS: pokochałem tą wersję, kiedy zobaczyłem koszmarkowatą nową wersję serialową. Brrrrrrrrr....


Ja ją od razu pokochałąm, a potem zabaczyłąm koszmarną wersje serialową Laughing

Choć muszę przyznać, że dzieci Diuny (3 odcinki) oglądało sieę juz przyuyjemnie, głównie dlatego, że interesowały mnie dalsze losy Diuny Laughing
Qbin2001
PostWysłany: Nie 22:40, 09 Kwi 2006    Temat postu:

hmmmm. podaj mi adresik wątku, bo coś nie mogę znaleźć, a chciałbym w polemikę się wdać Wink

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group