Autor Wiadomość
eqazaj
PostWysłany: Śro 10:36, 15 Cze 2016    Temat postu:

Hawk napisał:
Film rewelacja, choć takim stwierdzeniem tu akurat nikogo nie zaskocze Smile


Mi też się bardzo podobał!
doggod
PostWysłany: Pią 13:54, 07 Sie 2015    Temat postu:

[quote="nowa"]Ktoś do tego wątku jeszcze zagląda? Bo podyskutowałabym.[/quote

O czym?]
nowa
PostWysłany: Śro 17:37, 05 Sie 2015    Temat postu:

Ktoś do tego wątku jeszcze zagląda? Bo podyskutowałabym.
Hawk
PostWysłany: Czw 10:42, 27 Gru 2012    Temat postu:

Film rewelacja, choć takim stwierdzeniem tu akurat nikogo nie zaskocze Smile
doggod
PostWysłany: Nie 11:23, 21 Cze 2009    Temat postu:

Właśnie przed paroma chwilami, zupełnie przez przypadek znalazłem ten tekst. Namawiam do jego lektury, pomimo, ze mam odmienne zdanie na niektóre sprawy. Mimo wszystko lubię takie pisanie, gdy ktoś "nie wysysa sobie z palców" jakieś teorie i stara się udowadniać swoją intepreteację.

cz. 1
http://artpapier.com/?pid=2&cid=3&aid=1929

cz. 2
http://artpapier.com/?pid=2&cid=3&aid=1980
DamnFineCoffee
PostWysłany: Pon 9:56, 27 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
David Lynch - On the way to Mulholland Drive - 2002 [DVDRip]

DVDRIP | 66 min | XviD 720x544 | 25 fps | Mp3 192 kb/s | 745 Mo
English | Subtitles : French | Documentary

3 documentary films about the David Lynch's masterpiece 'Mulholland Drive' (2000) + A short interview about 'Lost Highway' (1996) :
1. On the road to Mulholland Drive (2002) : interviews of David Lynch, Naomi Watts, Laura E. Harring and shots from the Mulholland Drive set - 24 min.
2. Mulholland Drive Press Conference - Festival de Cannes 2001 - 18 min.
3. Interview with Angelo Badalamenti (2002) : about 'Blue Velvet', 'Twin Peaks', 'Lost Highway' and 'Mulholland Drive'- 17 min.
4. About 'Lost Highway' - 7 min.

http://www.palddl.com/movies/1044-david-lynch-way-mulholland-drive-2002-dvdrip.html
DamnFineCoffee
PostWysłany: Nie 0:46, 05 Kwi 2009    Temat postu:

Ostatnio zauważyłam pewną rzecz. Szukając jakichś video clipów na You Tube o MD czy Naomi i Laurze, często pojawiają się filmiki prezentujące razem Naomi Watts i Nicole Kidman. Z owych clipów wynika, że są przyjaciółkami. Wcześniej o tym nie wiedziałam, bo nigdy nie interesowałam się życiem "gwiazd" - kto, z kim, gdzie, kiedy itd. Ale jak patrze na Naomi i Nicole (jeden clip nosi nawet nazwę "Nicomi"), to widzę pewne podobieństwo miedzy Camillą i Diane. Nicole jest uznawana przez świat hollywoodzki za sławniejszą, droższą. Naomi jak Diane jakiś czas temu była nowicjuszką na oddalonej od domu hollywoodzkiej ziemi. Czyżby David mówił widzom także m.in. coś o - jeśli takowa rzeczywiście istnieje - przyjaźni tych dwóch pań.
prawdziwek
PostWysłany: Nie 22:31, 15 Mar 2009    Temat postu:

Mnie o braku świadomości przekonuje scena z tzw. "bezdomnym", którego zobaczenie jedna z postaci ze snu, przypłaciła atakiem serca. Interpretacja alegorii: bohaterka przeczuwa, że coś z jej wizją świata jest nie tak, panicznie boi się spojrzeć prawdzie w oczy, ale równocześnie wypiera to uczucie ze świadomości, sugerując, że sprawa dotyczy kogoś innego, a nie jej samej. Czyli mamy mechanizm wyparcia. Ten mechanizm był prawdopodobnie odpowiedzialny za popełniane błędy.

Słabości każdy z nas posiada, ale nie każdy dostrzega, do czego mogą doprowadzić. Nie każdy również potrafi zinterpretować jakieś niezwykłe tragiczne wydarzenie (morderstwo żony, kochanki), które się wydarzyło w jego okolicy, jako efekt kumulacji takich prostych, powszednich błędów i słabostek. I na tym właśnie polega moim zdaniem istota, a zarazem wielkość dzieł Lyncha, że tę wcale nie banalną prawdę o banalnych sprawach nam uświadamiają.

Co do masturbacji łączącej się z cierpieniem, wydaje mi się, że nie trzeba tu podpierać się koncepcją "niechcianej seksualności". Mnie ta scena, biorąc pod uwagę zawiedzioną miłość, wydaje mi naturalna. Nie muszę jej sobie wyjaśniać w żaden dodatkowy sposób. Ona po prostu idealnie odpowiada moim wyobrażeniom o tym, co ludzie w takiej sytuacji czują i jak się zachowują.
doggod
PostWysłany: Nie 22:09, 15 Mar 2009    Temat postu:

nie jestem przekonany do tego, by na siłę upraszczać lub gmatwać interpretację jakichkolwiek dzieł sztuki. Jest to wszystko względne... Tragizm głównej bohaterki MD moim zdaniem nie polega na tym, że niewłaściwie interpretuje zdarzenia w swoim życiu (każde z nas przecież posiada takie słabości), ale na tym właśnie, iż będąc świadoma swoich błędów życiowych, z premedytacją popełniała je - zupełnie jak w tej kapitalnej scenie masturbacji, której BETTY chciała uniknąć, pozbyć się, ale popęd seksualny okazywał się silniejszy od niej. Tragizm tej postaci polegał jeszcze na tym, że nie potrafiła zaakceptować siebie, a jej marzenia o sobie zabiły ją za życia, natomiast po śmierci nie pozwoliły jej na odnalezienie harmonii.
prawdziwek
PostWysłany: Nie 21:42, 15 Mar 2009    Temat postu:

DamnFineCoffee napisał:
Bo chyba, w tych naszych snach (mówię o tych za życia) nie ma się pojęcia o tym, że śnimy. Mi przynajmniej zawsze we śnie się wydaje, że jest to moja jedyna właściwa rzeczywistość, na którą jestem skazana i dopiero po przebudzeniu, mogę wyciągnąć jakieś wnioski i w przypadku koszmaru, mogę sobie z ulga powiedzieć: "to był na szczęście tylko sen", a w przypadku czegoś przyjemnego: "to był niestety tylko sen".


A z tym to różnie bywa.

Po pierwsze, mnie na przykład zdarza się czasem wiedzieć, że śnię.

Po drugie, jak najbardziej wnioski wypływają z konfrontacji snu z rzeczywistością. Tyle że czasem sen może nas oświecić wprost - to znaczy przedstawić nam naszą życiową sytuację w sposób bardziej trafny, niż to czyniliśmy zwyczajnie na jawie. Mnie samemu kiedyś przyśnił się taki symboliczny sen, który bardzo trafnie oddawał pewne aspekty relacji z pewną osobą, a których to aspektów nie potrafiłem wcześniej dostrzec.

Natomiast w wypadku Diane sen jest próbą ucieczki, brnięciem w absurdalną rzeczywistość, na którą składały się jej fałszywe przeświadczenia o sobie samej. Poniżej kilka przykładów:

1. Jestem wspaniałą, dobroduszną osobą.
2. Ktoś mnie kocha.
3. Jestem temu komuś bardzo potrzebna. Życie tej osoby zależy ode mnie.
4. Jestem znakomitą, utalentowaną i docenianą aktorką.
5. Moje zawodowe niepowodzenia niepowodzenia są wynikiem tego, że, po pierwsze, poświęciłam swoje zawodowe ambicje dla miłości, po drugie, układy panujące w moim środowisku, bezwzględnie wymuszały na ludziach, od których zależał mój los, promowanie innych, gorszych ode mnie aktorek.

Zwracam uwagę, że posiadanie tego typu przekonań o sobie samej(ym), nawet wbrew faktom, jest rzeczą powszechną i nie wiąże się z żadną psychiczną chorobą ani niczym podobnym. Ja twierdzę też więcej: im prościej zinterpretujemy MD, np. bez wstawek o "pośmiertnych snach" czy "pośmiertnych marzeniach", tym lepiej będzie wydobyty w takiej interpretacji tragizm. Polega on na tym, że osoba nie jest w stanie właściwie zinterpretować zdarzeń z własnego życia, przez co popełnia nieodwracalne błędy. Świadomość błędów przychodzi post factum, gdy jest już za późno. Samobójstwo zaś jest naturalną reakcją, gdyż osoba ta nie może żyć dręczona wyrzutami sumienia. Popełnione błędy okazują się tego kalibru, że nie sposób z ich świadomością dalej żyć.

Biorąc pod uwagę ten niesamowity ładunek dramatyzmu przekazany w filmie, myślenie w stylu "to wszystko to Boska kara za samobójstwo" jest dla mnie przykładem jakiejś zupełnie wypaczonej przez religijne, ewentualnie drobnomieszczańskie opinie wrażliwości. Z góry przepraszam, jeśli kogoś znów urażę, ale takie opinie oburzają mnie, bo po prostu nie mieści mi się w głowie, jak można na ludzką tragedię patrzeć z podobnej perspektywy. Przypomina mi się coś podobnego, gdy pewne bardzo mądre i wrażliwe osoby, na widok ludzi wyskakujących z okien płonącego WTC twierdziły: "To kara Boska za kult mamony." Obrzydliwość! Ale czego innego spodziewać się po myśleniu religijnym...
DamnFineCoffee
PostWysłany: Nie 2:01, 15 Mar 2009    Temat postu:

prawdziwek napisał:
To co się rzeczywiście z nią działo dociera do niej PO przebudzeniu. (...) Diane przypomina sobie jak było naprawdę i dopiero z konfrontacji jednego z drugim płynie jakaś nauka. (...) Moment uświadomienia sobie własnej sytuacji następuje PO przebudzeniu.

Zgadzam się z tym. Mówiąc wcześniej:
Cytat:
w przypadku mojej koleżanki, ten sen wręcz pomógł jej wrócić do życia i chęci dalszego istnienia na tym świecie
nie mam na myśli, iż ona już w trakcie snu doszła do jakichś pomocnych wniosków, ale że po przebudzeniu, po przemyśleniu pewnych spraw, po dojściu do pewnych wniosków, które podsunął jej sen, po ujrzeniu nowych rozwiązań, mogła
Cytat:
wrócić do życia i chęci dalszego istnienia
w takim sensie, iż chciała żyć, iż nie zamierzała ponownie popełnić samobójstwa, miała wolę życia. Czyli nie, że sen spowodował, iż "wróciła do życia", ale spowodował to, że skoro "wróciła", to postanowiła, że już "na dobre", a nie tylko "do następnego razu".

Bo chyba, w tych naszych snach (mówię o tych za życia) nie ma się pojęcia o tym, że śnimy. Mi przynajmniej zawsze we śnie się wydaje, że jest to moja jedyna właściwa rzeczywistość, na którą jestem skazana i dopiero po przebudzeniu, mogę wyciągnąć jakieś wnioski i w przypadku koszmaru, mogę sobie z ulga powiedzieć: "to był na szczęście tylko sen", a w przypadku czegoś przyjemnego: "to był niestety tylko sen".
doggod
PostWysłany: Sob 14:57, 14 Mar 2009    Temat postu:

ja natomiast zwrócę uwagę na to, że angielskie DREAM znaczy zarówno marzenie jak i sen. Jestem przekonany, że film ukazuje stan umysłu (świadomości) bohaterki po śmierci. Nie jest to śnienie, ale właśnie marzenie - fantasmagoryczna próba ucieczki przed samą sobą, niechlubną przeszłością, wyrzutami sumienia, etc. Mechanizm "niezapłaconych rachunków" odbywa się bardzo podobnie jak w LOST HIGHWAY oraz INLAND EMPIRE - człowiek nie jest w stanie uciec od swojej przeszłości i przyszłości - wszystko zostało zapisane na taśmie, zwykle filmowej...
prawdziwek
PostWysłany: Sob 14:43, 14 Mar 2009    Temat postu:

Cytat:
"Gdy już było długo po tych wydarzeniach, bardzo długo - wiecie, taki okres czasu, kiedy to mówi się: "kiedyś będziesz się z tego śmiała" - powiedziała mi, że w czasie pobytu w szpitalu miała sen, który pokazał jej w innym świetle wszystko to (no prawie wszystko) co ją w życiu spotkało oraz ludzi, których znała.


Bardzo interesujące porównanie.

Natomiast ja, swoim zwyczajem, wykażę miejsce, gdzie ta analogia upada. Tak będzie ciekawiej. Choć, jak widać choćby parę postów powyżej, nie wszyscy podzielają tę opinię.

Sen Diane ma ewidentnie charakter życzeniowy. Ona (jako Betty) jest wspaniała, a wszelkie zło to inni. Czyli Diane, w przeciwieństwie do szanownej koleżanki koleżanki, nie może czerpać nauki z samej treści snu. To co się rzeczywiście z nią działo dociera do niej PO przebudzeniu. Zwracam uwagę na brak chronologii w prezentowaniu wydarzeń charakterystyczny właśnie dla porządku pamięci. Diane przypomina sobie jak było naprawdę i dopiero z konfrontacji jednego z drugim płynie jakaś nauka. Zatem najbardziej wiarygodną hipotezą wydaje się potraktowanie snu Diane jako skondensowanych i sprowadzonych do absurdu opinii o sobie samej z okresu, zanim doszło do tragicznych wydarzeń. Moment uświadomienia sobie własnej sytuacji następuje PO przebudzeniu.

Cytat:
jest to jeden z najbardziej dramatycznych, poruszających obrazów jaki widziałam.


Ponieważ absolutnie podzielam tę opinię, dlatego właśnie swego czasu ostro (niekiedy aż zanadto przyznam) reagowałem na wszystkie próby jego trywializacji. Koszmar wyśniony po śmierci jako kara za popełnienie samobójstwa, jak na mój gust jest właśnie taką trywializacją. Jeśli chodzi o chorobę psychiczną - interpretacja, że sen Diane jest wynikiem choroby również odbiera filmowi dramatyzm, bo sprowadza całą treść filmu do diagnozy psychiatry. Dlatego uważam, że MD to przedstawienie stanów psychicznych przeżywanych przez osobę jak najbardziej zdrową, tyle że odbitych w krzywym "Lynchowskim" zwierciadle.
DamnFineCoffee
PostWysłany: Sob 14:10, 14 Mar 2009    Temat postu:

Co do roztrząsanej tutaj kwestii "snu po śmierci", dodam coś od siebie. A więc tak, jeśli chodzi o film, to sama uważam, że jest to sen po tym jak Diane zleciła zabójstwo, a nie po śmierci. Już na początku sugeruje to czyjeś delikatne, powolne kładzenie się do łóżka, co by wskazywało, że jest to żywa postać, a nie opadający bezwładnie po postrzale samobójca.

Choć interpretacja weronik również jest zastanawiająca. A dlaczego? Albowiem - mała historyjka z mojego życia. Nie będę zagłębiała się w szczegóły, gdyż nie chcę aby ktoś o kim będę mówić, rozpoznał się, gdyby jakimś cudem trafił na to forum, ale to do czego mogę się ograniczyć, chyba i tak da do myślenia.

Moja koleżanka, z która znam się od najmłodszych lat dzieciństwa, w ostatnich latach bycia nastolatka, popełniła samobójstwo. Powód: pewien kat. OK. Tyle wystarczy. Myślę, że na tej podstawie, można powiedzieć jedynie jak Albert: "Do cholery Cooper, mówisz o połowie nastolatek." I dobrze. Ale wracając do sedna - ostatecznie nie umarła. Jednak lekarze toczyli niezły bój o jej życie.

Gdy już było długo po tych wydarzeniach, bardzo długo - wiecie, taki okres czasu, kiedy to mówi się: "kiedyś będziesz się z tego śmiała" - powiedziała mi, że w czasie pobytu w szpitalu miała sen, który pokazał jej w innym świetle wszystko to (no prawie wszystko) co ją w życiu spotkało oraz ludzi, których znała.

Zupełnie tak jak Betty, która i sytuacje i ludzi, widziała w jakimś innym wymiarze. Tyle, że Diane przegrała walkę o siebie i wybrała śmierć, a w przypadku mojej koleżanki, ten sen wręcz pomógł jej wrócić do życia i chęci dalszego istnienia na tym świecie, i jak to potem ujęła, nigdy już by tego nie zrobiła.

I stała się tak silną osobowością, która tak cudownie wydostała się z bagna w którym tkwiła, że po prostu można ją tylko podziwiać, a teraz potrafi cieszyć się życiem, jak za pewne wielu nie jest w stanie. Wiem, że to może brzmi jakoś podniośle, ale tak było i tak jest.

Wiem, też, że nie można tego porównywać do "snu po śmierci", bo ona w końcu nie umarła, ale na pewno była tego bardzo bliska, a lekarze walczyli o nią kilka dni. Jednak czy to tak naprawdę oni walczyli, czy to ona toczyła walkę w tym śnie ze sobą samą, tego pewnie nikt nie wie.


Co do filmu, to zgodzę się z przytaczaną opinia, że jest to jeden z najbardziej dramatycznych, poruszających obrazów jaki widziałam. I nie przypisywałabym pierwotnie Diane choroby psychicznej. Myślę, że wielu "normalnych" ludzi, zaczęłoby się zachowywać w ten sposób, po doświadczeniu w życiu niepowodzeń, porażek, niespełnionych marzeń, miłości, z którymi nie poradziłaby sobie ich nadto wrażliwa natura.

Pytanie brzmi: czy pierwsze jest jajko czy kura? Czy chora psychicznie Diane powodowała swoim zachowaniem, że wszystko zaczęło układać się tak a nie inaczej, czy to te wydarzenia, zwykła rzeczywistość była przyczyną obłędu u naszej, nie radzącej sobie z tym, bohaterki.
pjhmoon
PostWysłany: Pią 1:49, 06 Mar 2009    Temat postu:

Qbin2001 napisał:
prawdziwek napisał:
Więc w ramach szerzenia swobody wypowiedzi możesz drogi Gościu poprosić moderatora o zbanowanie mnie. Co Ty na to? Niech swoboda wymiany myśli, tak okropnie przeze mnie na tym forum tłamszona, zatriumfuje!!!


Banować na razie nikogo nie zamierzam. ale BARDZO proszę wszystkich użytkowników o nie wyśmiewanie się z innych użytkowników i DYSKUSJĘ, a nie obrażanie się nawzajem (dotyczy to WSZYSTKICH użytkowników).

Filmy Lyncha są tak bogate w różne elementy, motywy i symbole, że NIKT nie ma prawa twierdzić że jego interpretacja jest najlepsza. Ich najlepszą interpretację mógłby co najwyżej napisać sam Lynch (ale wątpię by zawitał na to forum w tym celu).

Proszę się wymieniać informacjami, przemyśleniami i interpretacjami do woli, ale KAŻDY ma prawo do własnej interpretacji. Obrażaniem i wyśmiewaniem nikogo się nie przekona - można tylko do siebie zrazić - a to już porażka.

Także szanujmy się nawzajem, bo łączy nas wszystkich fascynacja filmami Lyncha. Czego życzę wam i sobie.

Pozdrawiam.

ha! DOBRA REAKCJA wlasciwej osoby.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group