Forum www.lynchland.eu Strona Główna www.lynchland.eu
Forum serwisu lynchland.eu
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ten okropny polski pseudorealizm...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lynchland.eu Strona Główna -> Filmy Polskie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek




Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 18:20, 15 Kwi 2007    Temat postu: Ten okropny polski pseudorealizm...

Z polskim kinem dzieje się ostatnio coś złego. A właściwie być może to raczej coś złego dzieje się z polską publicznością i krytykami, skoro ostatnio rok w rok wynoszone są na piedestał różnego rodzaju pseudorealistyczne gnioty, pełne formalnych niedoróbek, oparte na nie koniecznie udanych scenariuszach (bo jak niektórzy twierdzą - to życie pisze najlepsze scenariusze, więc najwidoczniej scenarzysta trudzić już się nie musi).

Mieliśmy już z tej serii rzekomo wybitnego "Komornika". Słychać było głosy, że pięknie obrazuje ten nasz kochany grajdół - bo pokazuje Wałbrzych z jego całą nędzą, bezrobociem itd... Niestety film rozczarowuje, bo reżyser zaczyna moralizować - prowadzi widza za rękę, pokazuje wprost kto jest "be" a kto "cacy", a cała fabuła opiera się na diametralnych, czarno-białych niemalże przeciwieństwach.

Ale najgorsze nastąpiło w zeszłym roku. Oto okazuje się, że najwybitniejsze osiągnięcie polskiej kinematografii to zdaniem krytyków "Plac Zbawiciela". Obraz niby naturalistyczny, niektóre sceny improwizowane, naturalne wnętrza i plenery ale... No właśnie. Jako mieszkaniec Warszawy nie przypominam sobie, aby tytułowy Plac Zbawiciela wyglądał kiedykolwiek tak kolorowo, jak na filmie. Intensywne kolory niektórych ubrań noszonych przez aktorów każą się zastanowić, czy nie mamy tu przez przypadek do czynienia z jakąś reklamą nowego proszku do tkanin kolorowych... Ale nie to jest w tym wszystkim najgorsze. Okazuje się bowiem, że film jest naturalistyczny wyłącznie wówczas, gdy pokazuje stosunkowo nieistotne aspekty życia rodzinnego - codzienne banalne rozmowy itd. Ale te najdonioślejsze dla rozwoju fabuły sceny, te już mają charakter jak najbardziej teatralny. (Cóż za zakakująca konsekwencja w środkach!!!) I oczywiście znów musi być tanie moralizatorstwo, a jakże!!! Nie bójmy się!!! Zło zostanie pomszczone a wszelkim resentymentom żywionym przez widownię stanie się zadość...

W tym momencie nasuwa się pytanie - dlaczego tak wielu polskich twórców: reżyserów, scenarzystów trzyma się uporczywie konwencji realistycznej. Dlaczego Polakom brakuje zrozumienia np. dla surrealizmu albo symbolizmu? Dlaczego nikt nie robi takich filmów jak Lynch, czy Aronofsky? Dlaczego brak czegokolwiek, co choćby w niewielkim stopniu byłoby porówalne do "Pi", "Mulholland Drive", "Mechanika", czy chodziażby "Fight Club-u". Skąd ta okropna tendencja do dopowiadania wszystkiego, co się da, do wypowiadania się za widza, do tandetnego moralizatorstwa, do grania na najprostszych resentymentach pospólstwa? Dlaczego "Plac Zbawiciela" wygrywa z pełnym niedoskonałości, co prawda, ale mimo wszystko bardziej interesującym i jak na polskie warunki również i bardziej nowatorskim "Palimpsestem"?

To tyle mojego narzekania. Ciekaw jestem, na ile i czy w ogóle inni miłośnicy kina surrealistycznego i symbolicznego podzielają moją opinię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 23:29, 17 Lip 2007    Temat postu:

zgadzam się z przedpiszącym. :] od dawna zastanawia mnie to niedomaganie polskiego kina. myślę, że jedną z przyczyn może być ograniczenie umysłowe łożących na kino, tj. tzw. producentów. (nie odstają oni zresztą swoim nastawieniem od ludzi dzierżących w tym kraju choćby niewielki ale zawsze jakis, promil "władzy"). w kolejnym filmie upatrują przede wszystkim wielkiego sukcesu kasowego. idą po linii najmniejszego oporu ('dlaczego nie?', 'nigdy w zyciu','testosteron', itp wielkie gnioty). niewielu jest z kolei twórców, którzy mogą sobie pozwolić na samodzielną realizację niekonwencjonalnych pomysłów. po prostu ich na to nie stać. nie wszyscy są lechami majewskimi. (dla mnie jego twórczość jest idealnym przykładem - takiego kina mi osobiście brakuje).

z drugiej strony niezwykle denerwujące jest to, że od jakiegoś czasu 'filmoznawcy' lub ci którzy się nań kreują, obwieszczają 'opinii publicznej', że polskie kino ma się coraz lepiej. oczywiscie, pojawiało się kilku nowych reżyserów, pisf zaczął dofinansowywać nie tylko wajdę :], ciągle jednak trwa jakaś zapaść twórcza, której ci co powinni, nie wiedzieć czemu, nie dostrzegają. brak w polskim kinie jakiegoś...wizjonera ;]. kogoś kto zamiast podważać stępionym narzędziem tkankę rzeczywistości wypnie się na konwencjonalne środki i stworzy coś nowego, świeżego...(powie w stylu cleese'a - 'a teraz coś z zupełnie innej beczki' :])

też mam dość tych wszystkich 'komorników z odzysku' ;]
trzeba się pocieszać, że być może niedługo tego typu kino wreszcie wymrze śmiercią naturalną. nadchodzi teraz ciekawy film pt. "rezerwat". myślę, że mimo, iz zupełnie niepozorny, może rozprawić się takimi komornikami raz na zawsze :]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek




Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 13:49, 19 Lip 2007    Temat postu:

Żeby była jasność: KKiedy pisałem pierwszy post nie chodziło mi o to, że polskie kino jest wtórne, choć oczywiście nie sposób się z tą opinią nie zgodzić. Ja twierdzę coś więcej - ostatnio brakuje mi filmów, których nawet można by było określić mianem "przyzwoitych".

Jakie są cechy filmu przyzwoitego:

(1) Oparty jest na jakimś pomyśle, myśli przewodniej, która w sposób KONSEKWENTNY jest przedstawiana widzowi przy pomocy odpowiednich środków filmowych.
(2) Jest spójny formalnie - poszczególne sceny ogląda się tak, jak fragmenty większego pejzażu.
(3) Jest przede wszystkim filmem. Tzn. to co pokazuje kamera jest ważne. Tego warunku nie spełniają np. proste ekranizacje dramatów, gdzie kadry nie są istotne, a przede wszystkim liczą się dialogi.
(4) Daje widzowi do myślenia. Nie dopowiada za niego morałów, nie mówi widzowi wprost, co ma w danym momencie czuć, albo co ma sądzić o tym, co właśnie zobaczył.

"Plac Zbawiciela" nie spełnia warunków (1), (2) i (4), a i z warunkiem (3) wydaje się momentami bardzo kiepsko. Nie chodzi mi więc o to, że ma naturalistyczną formę, ale o to, że jest w tym niekonsekwentny. Nie chodzi mi o to, że się nie zgadzam z tym, co zostało pokazane, tylko o to, że w moim przekonaniu, nie stała za tym w ogóle żadna wypracowana koncepcja. Nie powinno się na przykład robić demona z matki na początku tego filmu, by potem przenieść akcent na winę męża, albowiem coś takiego nie mieści się w przyjętej przez autorów konwencji naturalistycznej. Takie zwroty akcji to raczej pasuje do kryminałów, filmów sensacyjnych itp. Jeżeli autorzy zdecydowali się na naturalne improwizowane dialogi, to powinny one być takie do końca. A zatem również w tych kluczowych dla rozwoju wypadków scenach nie powinno być nadmiernego dramatyzmu. W takiej konwencji, gdyby ją konsekwentnie zastosować widz musiałby się poniekąd sam domyśleć, że przedstawione wydarzenia mają doniosłe znaczenie i dlaczego.

Najbardziej rozbawiło mnie natomiast twierdzenie, że w filmie jest ukryta specyficzna symbolika (znów - jak to się ma do obranej realistycznej konwencji?). Tytułowy "Plac Zbawiciela" nawiązuje, zdaniem autorów, do symboliki koła (powtarzalność, cykliczność wydarzeń itp.). Jak dla mnie żałosna to symbolika, o której widz musi się dowiadywać z wywiadów z twórcami, bo inaczej by nie zauważył. Ponadto samo użycie symbolu wydaje się w kontekście przedstawionej historii chybione. Jeżeli na początku widzimy młodą snującą plany na przyszłość małżeńską parę, a potem zniszczoną kobietę i sfrustrowanego mężczyznę, to na czym miałaby polegać niby cykliczność takiego procesu? Przedstawione wydarzenia mają taką wagę, że nie ma dla żadnej z przedstawionych postaci mowy o powrocie do punktu wyjścia. Ten symbol to zwykła bzdura - środek, który w ogóle nie pasuje do przedstawianej treści i w ogóle nie powinien mieć miejsca.

Widać zatem, że współcześni polscy twórcy nie potrafią się sprawnie posługiwać symbolami. Stosowana przezeń symbolika nie zawsze dobrze wkomponowuje się w tworzony przy pomocy innych środków filmowych obraz. A jeżeli nawet wyjdzie coś spójnego, to sam przekaz okazuje się często płytki. W moim przekonaniu pod tym względem przeceniano np. twórczość Kieślowskiego. Taki "Niebieski" wydaje się spójnym, bardzo ładnie zrobionym a zarazem konsekwentnym dziełem, tym niemniej całą treść jaką przekazuje można sprowadzić do prostego banału: "Człowiek potrzebuje drugiego człowieka i nie ma od tego ucieczki."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
doggod




Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Czw 18:42, 19 Lip 2007    Temat postu:

niemniej całą treść jaką przekazuje można sprowadzić do prostego banału: "Człowiek potrzebuje drugiego człowieka i nie ma od tego ucieczki."
=============================================

W kontekście tytułu i samego filmu, powiedziałbym, ze ten "banał" powinien brzmieć: "człowiek nigdy nie bedzie wolny i nie ma od tego ucieczki"..................


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek




Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 21:21, 19 Lip 2007    Temat postu:

doggod napisał:
W kontekście tytułu i samego filmu, powiedziałbym, ze ten "banał" powinien brzmieć: "człowiek nigdy nie bedzie wolny i nie ma od tego ucieczki"..................


No właśnie w tym problem, że film pokazuje tak naprawdę tylko to, że

(1) Człowiek nie może obyć się bez wchodzenia w głębokie międzyludzkie relacje z innymi ludźmi i nie ma od tego ucieczki.

Teza (1) nie jest sama w sobie bardzo odkrywcza. Dlatego, żeby dodać trochę smaczku, autorzy filmu sugerują przez tytuł i kolorystykę filmu, że chodzi tu o wolność. Sugestię tę możemy przedstawić sobie w postaci osobliwej, aczkolwiek wyraźnie zgodnej z intencjami autorów, definicji wolności:

(2) Wolność, to całkowita niezależność człowieka od innych ludzi.

Ponieważ (1) zostało przez Kieślowskiego z wielkim kunsztem pokazane, domyślny widz powinien, zgodnie z intencją autorów sam sobie podstawie (1) i (2) wywnioskować, to co zasugerowałeś:

(3) Człowiek nigdy nie bedzie wolny i nie ma od tego ucieczki

QED.

Problem w tym, że teza (3) nie wygląda wcale, tak banalnie jak (1). Gdzie tkwi w tym wszystkim haczyk?

Oczywiście chodzi o definicję (2). Zauważmy, że wydarzenia przedstawione w tym filmie nigdzie nie świadczą o tym, że powinniśmy właśnie tak pojmować wolność. (2) jest niejako dopowiedziana do filmu przy pomocy natrętnej symboliki. Nie słyszymy jednak żadnych racji za tym, że wolność należy w ten sposób pojmować. To słowo tam w ogóle nie pada, nie mamy podstaw sądzić, że bohaterowie w ogóle myślą w tych kategoriach. Zastanówmy się sami, czy my gotowi bylibyśmy w ten sposób pojmować wolność? Chyba nie.

I na tym właściwie kończy się moja rola demaskatora. Jeżeli bowiem odrzucimy (2), zostaje nam z "Niebieskiego" banał, który udaje, że jest czymś więcej. Kolejny piękny, wysmakowany, ale w istocie mylący obraz, który daje poczucie widzowi, że wspiął się na wyżyny metafizyki, mimo iż de facto nic wielce odkrywczego nie zostało mu pokazane.

----
"Niebieski" nie należy oczywiście do "pseudorealistycznych gniotów". To film, który można chwalić za wiele rzeczy - wizualnie wysmakowany, odpowiednio dobrana ścieżka dźwiękowa, spójna koncepcja. Takie rzeczy mają prawo się podobać. Tym nie mniej nie przekonuje mnie i stawiam go dużo niżej niż takiego "Amatora".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
pjhmoon




Dołączył: 07 Sie 2008
Posty: 506
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy

PostWysłany: Pią 2:43, 08 Sie 2008    Temat postu:

prawdziwek napisał:
Żeby była jasność: KKiedy pisałem pierwszy post nie chodziło mi o to, że polskie kino jest wtórne, choć oczywiście nie sposób się z tą opinią nie zgodzić. Ja twierdzę coś więcej - ostatnio brakuje mi filmów, których nawet można by było określić mianem "przyzwoitych".

Jakie są cechy filmu przyzwoitego:

(1) Oparty jest na jakimś pomyśle, myśli przewodniej, która w sposób KONSEKWENTNY jest przedstawiana widzowi przy pomocy odpowiednich środków filmowych.
(2) Jest spójny formalnie - poszczególne sceny ogląda się tak, jak fragmenty większego pejzażu.
(3) Jest przede wszystkim filmem. Tzn. to co pokazuje kamera jest ważne. Tego warunku nie spełniają np. proste ekranizacje dramatów, gdzie kadry nie są istotne, a przede wszystkim liczą się dialogi.
(4) Daje widzowi do myślenia. Nie dopowiada za niego morałów, nie mówi widzowi wprost, co ma w danym momencie czuć, albo co ma sądzić o tym, co właśnie zobaczył.


Twoją definicję kina przyzwoitego może spełniać ostatni Majewski z ostatnią tak duża rolą L. Niemczyka pt "Po sezonie". Oczywiscie taka definicja nie moze wyczerpywać tematu. Ale wspomniany film zapewnia przyzwoity seans. Zwłaszcza, ze po tylu latach milczenia autora.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lynchland.eu Strona Główna -> Filmy Polskie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin