prawdziwek
Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Śro 2:03, 19 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
doggod napisał: | Chcesz zatem powiedziec, ze skoro pewnych ludzi fascynuje BAYER FULL, to taka muzyka ma rownei wysoką wartość, co np. CAN czy FAUST? A jesli nie, to jakim ty sie kryterium posługujesz, do wartościowania muzyki? |
Po pierwsze, jeśli już emocjonalnym, to WŁASNYM, bez stosowania mylących UOGÓLNIEŃ. (Czyli "robi na mnie wrażenie", a nie "wrażenie w ogóle.") Bo uogólnienia prowadzą do absurdów, jak ten z Bayer Full.
Po drugie, kryterium, musi zawierać wiele elementów. Bo wiem, że mnie też czasem zdarza się, iż "porywa" mnie kicz. Najpierw zadaję sobie pytanie - co to miało w zamyśle być: chwytliwy przebój, odkrywanie nowych horyzontów muzycznych, eksperyment, zagranie na emocjach słuchacza, tło dla poetyckiego tekstu itp. Także, do jakiego odbiorcy jest to adresowane. A potem staram się ocenić, czy przedsięwzięcie się udało, i jeśli tak, to w jakim stopniu. Oczywiście to czy, mnie chwyciło również decyduje o ocenie. Jestem w stanie to kryterium zastosować do bardziej i mniej ambitnej muzyki. Np. "Gimmie, Gimmie" Abby jest dobre jako muzyka taneczna, proste, dla każdego, wpada w ucho i takie ma być. "Dancing Queen" ma natomiast nieodpowiednie tempo, za wolne, by tańczyć szybko, za szybkie, by wolno - do kosza! Muzyka Cohena nie jest szczególnie wyrafinowana, ale genialnie wprowadza w nastrój, powodując, że jego poezja staje się lepiej przyswajalna. Requiem Verdiego, to absolutna katastrofa na tle innej muzyki tego typu, bo i przekaz prymitywny, a emocje na które ma działać - niezbyt wzniosłe (strach przed gniewem Bożym). Wolę coś, co skłoni mnie do refleksji - Orlando di Lasso, Biber czy nawet Mozart. (Jak coś takiego kojarzyć z żałobą po kimś?) The "ConstruKction of Light" - ciekawy i udany eksperyment. "Starless" - wspaniale wprowadza w pewien ciekawy skądinąd nastrój, oferując bogactwo doznań emocjonalnych. Twórczość Marillion - katastrofa: sprowadzenie prog-rocka do popu. Itd, itp - tak to działa. Czasem, osłuchawszy się, zmieniam zdanie.
Nie muszę nic dzielić na pop i awangardę, wiele rzeczy mogę docenić bądź odrzucić. Nie muszę wartościować rodzajów muzyki, ani siebie dowartościowywać, że słuchając czegoś konkretnego należę do jakiejś wyższej kasty. Nie mam pretensji do tych, co z pasją popularyzują coś, co mi się nie podoba, chyba, że wychodzą przy okazji na takich, którym słoń na ucho nadepnął (vide: B. Kaczyński i jego "popularyzacja opery"), albo są kompletnie nieznośnymi arogantami popularyzującymi najgorszą tandetę (vide: A. Orzech).
Post został pochwalony 0 razy
|
|