Forum www.lynchland.eu Strona Główna www.lynchland.eu
Forum serwisu lynchland.eu
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Symbolizm w "Miasteczku Twin Peaks" - film oraz se
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lynchland.eu Strona Główna -> Twin Peaks - Ogniu Krocz Ze Mną
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek
Gość






PostWysłany: Pią 3:42, 01 Gru 2006    Temat postu:

Jeszcze kilka uwag ogólnych. Jest wiele symboli, które do mnie nie przemawiają. Generalnie w "Twin Peaks" licząc serial i FWWM jest tego wszystkiego odrobinę za dużo, aby można było to całościowo ogarnąć. Poza tym pewne rzeczy wydają mi się zbędne, zwłaszcza "sprawa błękitnej róży". Wszystkie interpretacje włącznie z moją wskazują na jakiś banał. ("smutki miłości", "miłość i śmierć" itd.) Po jakiego grzyba robić z czegoś takiego wielką tajemnicę filmu? Czyż nie znajdziemy w TP rzeczy bardziej godnych na miano wielkiej tajemnicy?

Ja akurat lubię interpretować "do końca". Uważam, że nawet stwierdzenie, że coś pozostaje tajemnicą jest tak naprawdę brzemienną w skutki interpretacją. Tajemnica to coś, co pozostaje poza naszymi możliwościami poznawczymi. A jeśli twierdzi się, że czegoś nie da się poznać, to jest to na prawdę poważna i dająca do myślenia teza. Pozostawianie tajemnic tam, gdzie autor przewidział jakieś rozwiązanie jest zatem poważnym błędem interpretacyjnym.

Nie wydaje mi się też, abyśmy rozkładając dzieło na części musieli się pozbawić czegoś istotnego. Jeżeli dzieło jest na prawdę wybitne - to obroni się również po rozłożeniu. Tak się dzieje np. z "Mulholland Drive". Im więcej człowiek zrozumie, tym prędzej uzna geniusz mistrza. Ci co nie rozumieją, plotą natomiast jakieś bzdury o "czysto formalnych gierkach z widzem", albo o "dekonstrukcjoniście, który dokonał dekonstrukcji swojego własnego dorobku" itp.

Jeśli jakieś dzieło się akurat nie obroni, to albo nasza interpretacja jest błędna, albo to co braliśmy za dzieło jest banałem. I tak też się może zdarzyć. Wielcy twórcy mogą też mieć wpadki. Dla mnie przykład wpadki "Lyncha" stanowi z jednej strony banalna "Prosta historia", ale z drugiej także ceniona wśród krytyków, ale nie doceniana przeze mnie "Dzikość serca". Po prostu te filmy się nie bronią.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Introverder




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 587
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Pine Forests

PostWysłany: Pią 4:09, 01 Gru 2006    Temat postu: -

Ważne jest też kto widzi tego psa. Leland czy Laura, a może obydwoje? Może to być jednocześnie "ostrzeżenie" od BOB-a dla Lelanda, że nadeszła pora, że musi działać. Albo to jest właśnie głos BOB-a, szczekający pies oznacza bestię, która grozi i domaga się bezwzględnego posłuszeństwa.

Mam nowe pomysły!! Pojawienie się Mike'a obudziło w Lelandzie wyrzuty sumienia, stąd seria scenek z Teresą Banks. Uruchomiło w nim wspomnienia, które BOB zepchnął w dalekie zakamarki ludzkiego umysłu. Toczy ze sobą walkę, jest "rozdzierany" przez te 2 siły, których jest więźniem. Czemu BOB milczy? Wg mnie boi się "zdemaskowania" na oczach własnej córki, a może nie milczy tylko jak napisałem wyżej "szczeka". Może też szczekać na Mike'a, żeby ten zabierał się. Oni dwaj chcą mieć go na własność, wygląda to tak, jakby Leland nie mógł sam za siebie decydować!! To jest Twoje spojrzenie na tą sprawę. Ale przecież BOB nie cały czas jest obecny w Lelandzie, wchodzi i wychodzi. Kiedy go nie ma Leland staje się ponownie kochającym ojcem i tu widzę czemu twierdzę, że BOB to jest BOB, rozumiany jako samodzielny byt. Ostateczny dowód dla mnie to deklaracja/relacja Lelanda na temat ROBERTSONA, którego on kiedyś wpuścił "do środka"/do siebie. "Id" przecież każdy ma od urodzenia, poza tym Laura się BOB-owi oparła. Zresztą, co ciekawe, sam Lynch się przyznaje (i mówi to b. stanowczo), że wierzy w postacie fantastyczne i inne takie..

Ciekawe jest ogólnie co piszesz, będę się musiał nad tym dłużej zastanowić. Niestety nie jestem tak biegły w psychologii jak Ty (stąd nie wszystko jest dla mnie jasne). Jakbyś mógł to wyjaśnij to:

Cytat:
A zatem mamy dwie różne opozycje - psychologiczną: Mike-Bob i moralną: Karzeł-Olbrzym. W filmie Lyncha, jak z resztą w życiu bywa, obie te perspektywy się nakładają.


Próba zrozumienia "Miasteczko Twin Peaks" to jak próba zbadania oceanu bez dna. Schodzisz coraz głębiej i głębiej, ale odpowiedzi tam nie ma. Mam umysł otwarty stąd z chęcią "chłonę"/wyobrażam sobie koncepcję świata, jak Lynch, gdzie mieszają się różne rzeczywistości. Odbiór jego "obrazów" to indywidualna sprawa. Wcale nie dążę do sprowadzania tego co zobaczę na ekranie do racjonalnych norm/przesłanek. Przyjmuję to takie, jakim jest dla mnie, niezależnie dokąd mnie to zaprowadzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Introverder




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 587
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Pine Forests

PostWysłany: Pią 4:59, 01 Gru 2006    Temat postu: -

"Prosta historia" miała się być zdaje się filmem zupełnie innym, niż wszystkie poprzednie Lyncha i takim się okazała. Sam tytuł mówi, że treść ma być prosta i zrozumiała dla każdego, Lynch chciał zerwać z dręczącymi go demonami, dlatego stworzył "Prostą historię". Mi się nawet podobała. Ma zupełnie inny nastrój i optymistyczne przesłanie.

"Dzikość serca" nie podeszła mi specjalnie, bo wolę Lyncha w nieco innym wydaniu. Całość mnie trochę rozczarowała, choć nie mogę powiedzieć, że to film słaby. Nie zapadł w mojej pamięci, bo to nie ten styl.

Po "Blue Velvet" czułem niedosyt, za to "Zagubiona autostrada" to prawdziwy majstersztyk - najlepszy jego film (serial "Miasteczko Twin Peaks" jest poza kategorią dla mnie).

"Eraserhead" jest zaś filmem dziwnym nawet jak na Lyncha. Mało dialogów, postindustrialne (cz/b) tła, masa dziwolągów i dziwnych postaci. Ten film potwierdza, że David Lynch lubi się trzymać tych samych aktorów - patrz gł. bohater tejże produkcji. Jednak jego zaletą jest ta INNOŚĆ.


"Miasteczko Twin Peaks - Ogniu krocz ze mną" - za I-ym razem czułem spore rozczarowanie. Wkurzało mnie, że taką uwagę poświęcono tej lalce Barbie - Laurze (dmuchana lala). Jednak i wtedy były sceny, które zapamiętałem b. dobrze - takie jak: zjawienie się Laury w domu w środku dnia (po spotkaniu z p. Chalfont oraz jej wnuczkiem), wizyta w Roadhouse, ostatnie chwile z życia Laury (b. dramatyczne i sugestywne), wreszcie zjawienie się Lelanda/BOB-a w Czarnej Chatce. Samo zakończenie zdenerwowało mnie za I-ym razem niesamowicie, za II-im razem uznałem je po prostu za wynagrodzenie krzywd z życia Laury po śmierci. Drugie (a właściwie trzecie) obejrzenie tego dzieła pomogło mi w pełni zrozumieć dramat Laury, nabrał on dla mnie głębi, a sama jej postać stała się dla mnie mniej tendencyjna. Położenie całego nacisku na osobę Laury Palmer nie wkurzało mnie już tak mocno. Zaś cały epizod z agentami Chesterem i Samem wydał mi się bardziej "strawny". Za I-ym razem b. mocno mogło męczyć dosyć ciężkie poczucie humoru podczas całego filmu (elementów komicznych jest jak na lekarstwo).

Na pewno czegoś tego filmu brakuje - w dużej mierze dzieje się tak na pewno, gdyż wiele scen wycięto z ostatecznej wersji, a pierwotna była o jakieś 1:30 dłuższa, ale do tej pory (mimo że minęło parę ładnych lat) nie doczekała się wersja "reżyserska" wydania. Te "wycięcia" sprawiły, że brakuje wiele postaci, a niektóre potraktowano naprawdę po macoszemu. To może i powinno irytować. Nie mówiąc już o aktorce odtwarzającej rolę Donny - tragedia.

Szkoda, że powstał tylko jeden film na podstawie "MTP", to stanowczo za mało..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek
Gość






PostWysłany: Pią 16:39, 01 Gru 2006    Temat postu:

Co do Twojej psychologicznej interpretacji sceny w samochodzie - podoba mi się. Niestety FWWM oglądałem dość dawno temu, nie mam niestety w pamięci wszystkich scen. Tym nie mniej to, co mówisz, to woda na mój młyn.

Teraz, co do Boba i Id. Nie jestem psychologiem. Znam Freuda tylko na tyle, na ile jego koncepcja jest interesująca z punktu widzenia dyscypliny, którą się zajmuję - filozofii. Jak wygląda relacja Id - Bob z mojej "filozoficznej" perspektywy?

Id, Ego, Superego - to miały być struktury świadomości, takie cegiełki, z których zbudowana jest nasza jaźń. Freud dokonał tutaj rzeczy dziwnej i nie do końca uprawnionej - z jednej strony możemy patrzeć na te struktury jako po prostu pewne zbiory pragnień, motywów itd. (Czyli w skrócie: Id = popędy zwierzęce, Ego = część odpowiedzialna za racjonalne dążenia do realizacji dobrze pojętego własnego interesu, Superego = "żandarm" odpowiedzialny za skrupuły moralne, wyrzuty sumienia itd.) Z drugiej zaś te struktury przypominają jakieś odrębne kierujące się własną motywacją osoby.

Teraz może coś o jaźni i osobach. Jestem zwolennikiem nowoczesnych koncepcji jaźni. Dla mnie nie ma problemu, aby jedno ciało było "zamieszkiwane" przez wiele róznych Ja. Mówi się przecież o rozdwojeniu jaźni, o rozdzieleniu świadomości itp. Pewne eksperymenty i obserwacje neuropsychologiczne wskazują na możliwość podziału osobowości (przecięcie spoidła wielkiego), albo na jej zmianę (zaobserwowane radykalne zmiany charakteru w wyniku mechanicznego uszkodzenia mózgu). Jakże dalekie jest to nowoczesne spojrzenie na jaźń od tradycyjnego, tzw. kartezjańskiego, wywodzącego się z religii chrześcijańskiej i nowożytnej filozofii.

Wróćmy teraz do kwestii "woli zwierzęcej". Czym innym jest sytuacja taka, że folgujemy swoim pierwotnym niskim pobudkom zachowując spójność naszego "ja", a czym innym taka, w której owe pobudki występują w nas jako coś zupełnie obcego, od czego się dystansujemy. Czymś jeszcze innym, gdy okazuje się, że odpowiedzialna za te pobudki struktura świadomości, staje się jakby inną osobą, inną jaźnią.

Wola zwierzęca towarzyszy nam zawsze od urodzenia. Ale już z tą trzecią sytuacją, kiedy zaczyna ona posiadać jakąś odrębną osobowość, mamy do czynienia raczej rzadko. Tym nie mniej sytuacja taka jest wyobrażalna. Leland znajduje się jak dla mnie w tej trzeciej sytuacji. Jego wola zwierzęca personifikuje się jako Bob.

Przechodząc na język filmu: Każdy ma w sobie "zalążek Boba" - wolę zwierzęcą. Każdy jest też w mniejszym lub większym stopniu narażony na to, że owa wola zwierzęca się kiedyś usamodzielni - zyska swoje własne "ja", stanie się Bobem - osobą.

Skąd się biorą w filmie odniesienia do mitologii, dawnych wierzeń, okultyzmu itd.? Tradycyjne środki artystyczne zawodzą, nie do końca potrafią oddać to, co się wyłania z jednej strony z najnowszych badań naukowych, z drugiej z naszego codziennego potocznego doświadczenia. Jaźń okazała się bardziej tajemnicza, niż pierwotnie sądzono. Okazuje się, że mity, czy baśnie są w stanie lepiej wzbudzić w nas odpowiednie intuicje odnośnie naszego "ja", niż tradycyjne "realistyczne" środki wyrazu.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek
Gość






PostWysłany: Pią 17:04, 01 Gru 2006    Temat postu:

Teraz coś odnośnie perspektywy psychologicznej i moralnej.

Widza może nieco zdziwić występowanie obok siebie takich postaci jak Bob i Karzeł. Pierwszy jest pokazany jako zabójca - przyczyna zła. Drugi natomiast, jako zło moralne samo w sobie (ręka - jako pokusa czynienia zła). Można odnieść wrażenie, że symbole tutaj się duplikują.

Jedynym sensownym rozwiązaniem, jakie mi przychodzi do głowy, jest przyjęcie owych dwóch perspektyw. Bob to źródło zła widziane z perspektywy psychologa, detektywa, czy jakiegokolwiek innej osoby, której naczelnym celem jest poznanie tajemnicy, rozwiązanie jakiejś zagadki itd. Ten poznawczy kontekst jest widoczny również w wizji matki Laury. Jej problemem jest to, że ona nie wie, co się dzieje we własnym domu i kieruje się jedynie niejasnymi przeczuciami. Kiedy widzi Boba, przez moment dociera do niej prawda o tym, co się dzieje wokół niej. Matka widzi wcieloną wolę zwierzęcą, obcą osobę, intruza który się wkradł do jej domu. To wszystko należy moim zdaniem tłumaczyć zgodnie z interpretacją osobowości i ludzkiej psychologii przedstawioną powyżej.

Karzeł natomiast jest przez swoją genezę powiązany z jakimś systemem moralności (tu: Biblia). Sam jego wzrost świadczy o wartościującym charakterze symbolu. On jest mały w przeciwieństwie do wielkiego Olbrzyma. Oczywiście chodzi tu o kontrast zło moralne - dobro moralne. To jest właśnie ta moralna perspektywa.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek
Gość






PostWysłany: Pią 17:35, 01 Gru 2006    Temat postu:

Troszeczkę chyba za bardzo nagmatwałem w poprzednim wpisie.

Należałoby raczej wskazać coś takiego:

Bob jest symbolem odwołującym się do psychiki. Pojawia się w kontekstach o silnym nacechowaniu emocjonalnym - budzić ma strach, niepokój, przerażenie, panikę, odrazę itd.

Karzeł jest symbolem odwołującym się do moralności, ze względu na swoją biblijną genezę oraz na wynikające z jego wzrostu wartościowanie (to co małe, niskie).
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Introverder




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 587
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Pine Forests

PostWysłany: Pią 20:21, 01 Gru 2006    Temat postu: -

To naprawdę ciekawe co piszesz. Nie wyglądasz mi też na nawiedzonego psychiatrę, czego początkowo się obawiałem.

Świadomość tych 2 głosów ma każdy, kto ma wiedzę na temat teorii ego-superego-id. Ja bym to nazwał "walką o wpływy", ale osobowość czyjaś u zdrowej psychicznie osoby jest zawsze zespolona z tych dwóch elementów - jeden nie działa w oderwaniu od drugiego. Mówię to nie na podstawie naukowych teorii, ale jedynie bazując na ich podstawie.

A teraz odnoszę się do wycinka z Twojej wypowiedzi, który zwrócił moją uwagę:

Cytat:
zaobserwowane radykalne zmiany charakteru w wyniku mechanicznego uszkodzenia mózgu


Hmm, wydaje się to oczywiste, ale ja to odbieram w kategorii "upośledzenia umysłowego", na skutek zniszczenia pewnych struktur mózgu, a Tobie chodzi o coś innego. Warto tutaj cofnąć się do przykładu Leo Johnsona, bo chyba on podchodzi pod tą kategorię i byłbym b. wdzięczny za Twój komentarz w tej sprawie. Z powodu czasowego niedotlenienia mózgu (jak wyjaśniano w serialu) stał się "warzywem", lecz po jakimś czasie zaskakująco szybko jego funkcje mózgu i poziom sprawności intelektualnej rosły. Wydaje się, że jeszcze trochę czasu, a powrócił by do pełnej sprawności. Czy to w ogóle możliwe, czy też typowe "podrasowanie" na potrzeby serialu? Zaskakujące jeszcze bardziej jest jednak coś innego - zmienił mu się charakter, myślałem, że to zmiana czasowa, ale on się naprawdę zmienił.. Zaczął dostrzegać wartość ludzkiego życia, co więcej wiedział, że to co robi Windom Earle jest złe i na różne sposoby próbował mu się przeciwstawiać. Pokazał również swoją "miękką" stronę/ miękkie podbrzusze ("Wszyscy jesteśmy więźniami miłości" - to b. celne spostrzeżenie "zaserwował" mu Windom Earle, coś w tym jest). Śmiem twierdzić, że stał się nie tą osobą, w tym kontekście zamach na Shelly wynikł wyłącznie z konieczności (zdaniem reżyserów) "uatrakcyjnienia" akcji serialu - łącząc to z późniejszym zachowaniem Leo jest to wierutną bzdurą. Ten Leo nie skrzywdziłby muchy Razz Laughing . Nie, nie nabijam się z niego.

Co więcej za naprawdę poruszającą scenę w filmie uznaję tą, kiedy wychodzi na jaw, co tak naprawdę czuje do Shelly. Kiedy Earle pytał go, kogo ma wybrać na królową (Leo wiedział, że ją zabije), mówił: "Tylko nie Shelly". Byłem mocno zaskoczony, długo sądziłem, że po prostu coś "mu się poluzowało" (z jego punktu widzenia i jego charakteru). A potem tym bardziej , kiedy uratował majora Briggsa(pierwszy dobry uczynek chyba w całym jego zasranym życiu Laughing ). Wiem, ile złego ta postać zrobiła, ale mi osobiście było b. szkoda na końcu Leo, właśnie z powodu tego, jaki się stał po "wypadku", który mu "zaserwował" Hank, wykonując zlecenie dla braci Horne (umówmy się, że tak naprawdę Ben "pociągał za sznurki"). Zasłużył na karę, ale właśnie z powodu powyższych okoliczności (pastwienie się nad nim przez Bobby'ego z Shelly, jej co by nie mówić niewierność, cierpienia fizyczne, jakie zadawał mu Windom Earle) nie czułem satysfakcji obserwując "egzekucję" na nim (kiedy biedak trzymał ten kawałek sznurka, na końcu którego przymocowana była klatka z pająkami). Tak naprawdę to chyba chcę, żeby został odratowany. Przeczytaj pierwotny scenariusz do ostatniego odcinka, tam jest opisane, jak przebiegałaby "akcja ratunkowa" Leo ( w poszukiwaniu chatki Earle'a). Mówię to w czasie teraźniejszym, bo nic tak naprawdę nie jest rozstrzygnięte, a pierwotny scenariusz można traktować, jako "niewydaną" pełną wersję wydarzeń z ostatniego odcinka, która miała służyć pierwotnie do pociągnięcia historii dalej.

Sporo się rozpisałem o Leo, ale mam właśnie tą wadę, że gdy czymś się przejmuję - to nie potrafię krótko. Żeby wyrazić cały swój pogląd, muszę to poprzedzić rozwlekłym wywodem.

Do pewnych kwestii się nie odnoszę, bo mam własne zdanie. Mam głęboko zakorzeniony krytycyzm wobec czyichś tez. Paradoksalnie to, że oglądając ten film, nie dysponowałem tak głęboką wiedzą z zakresu psychologii, pomogło mi podejść do analizy bez uprzedzeń i wypracować własną wizję. Wolę interpretację opartą na intuicji i obserwacji, nie wiem jednak czy uda mi się wyjaśnić wszystko w ten sposób. Znajomość psychologii jest niezbędna, by dysponować pełnym obrazem. Kiedy widzę ten film Twoimi oczami to, nie obraź się, spłyca mi to obraz i prozaizuje (od prozy ciężko zrobić czasownik) przedstawione tam fakty. Kłóci się z moim sposobem odbioru. Nie znoszę czegoś nadanego mi z góry, że jest szablon i mam myśleć według niego - to bzdura. Jednocześnie wobec tego, nie mogę twierdzić, że moja racja, wizja, jest jedyną słuszną. To kwestia subiektywna, bo zależy od tego, kto po jakiej stronie się opowie. Jeśli ktoś dokonuje analizy za pomocą intuicji i empatii, odrzuci to co nauka ma do powiedzenia w tym zakresie, bo stwierdzi, że w ten sposób się ogranicza i tak naprawdę nie dochodzi do niczego nowego, a jedynie adaptuje to, co ktoś już odkrył, nadał temu rangę "prawa" do konkretnej sytuacji. Dzięki podejściu bez odnoszenia się do konkretnej teorii z psychologii (psychoanalizy) ma otwarty umysł i może dojść do czegoś nowego. Gdy jednak dochodzi do sytuacji, że czegoś nie da się wyjaśnić bez sięgnięcia po wiedzę teoretyczną, musi posilić się tym, co na ten temat mówi nauka - nie wymyśli się czegoś, co jest pewne, udowodnione itd.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Introverder dnia Pią 21:13, 01 Gru 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek
Gość






PostWysłany: Pią 21:10, 01 Gru 2006    Temat postu:

Postać Leo jest rzeczywiście niejednoznaczna. Prześledźmy jej losy od początku.

Shelly twierdzi, że jak go poznała był całkiem "miłym" facetem. Dla niego rezygnuje ze szkoły.

Co się dzieje potem? Na początku serialu rzuca się mocno w oczy jedna rzecz: Dom państwa Johnsonów jest niedokończony! Czytaj: zaczęli budować swoje szczęście rodzinne, ale z jakiś powodów budowa została przerwana.

Leo poznajemy jako okropnego chama, który znęca się nad własną żoną, bije ją i traktuje jak służącą. Jest o nią potwornie zazdrosny. Mimo to sam chętnie korzysta z usług prostytutek.

W porywie zazdrości Leo postanawia zabić Shelly i Bobbiego. Nie udaje mu się ani jedno ani drugie. Zostaje postrzelony przez Hanka, przez co uszkodzeniu ulega jego mózg.

Pierwszymi słowami Leo po wypadku są słynne "New shoes". Wskazują one na nowo zakupione buty od Gerarda. Ponieważ Gerard jest zamieszkiwany przez Mike'a, można utożsamić sprzedawane przez niego buty, z nowym życiem - takim, jakie niektórzy zaczynają wieść po tym, jak usłyszą "głos Boga".

W nowych butach Leo była ukryta spora partia narkotyków. Leo jest handlarzem - zarabia w ten sposób na swoje utrzymanie. Być może to miał być jego ostatni wielki interes, po którym oczekiwał, że jego życie się jakoś diametralnie odmieni, że uda mu się dzięki temu zbudować dom do końca. Ostatnie jego słowa przed dokonaniem zamachu życie na Shelly to "złamałaś mi serce". Leo wygląda na zawiedzionego. On się postarał, a Shelly go zdradziła.

Nie mam pojęcia na ile powrót ze stanu, kiedy jest się "warzywem" do stanu pełnej świadomości jest możliwy. Nie znam się na medycynie. Ale na pewno, gdyby coś takiego już się wydarzyło, to skutki dla osobowości mogłyby być nieoczekiwane. Na pewno nie zdziwiłaby mnie diametralna odmiana charakteru. Tak, aby można było powiedzieć o danej jednostce, że jest nową osobą.

Zgadzam się, że pod koniec serialu Leo przypomina łagodnego baranka. Obraz przemiany wewnętrznej burzy jedynie scena, gdy idzie w kierunku Shelly z siekierką. Może to być kolejny "wypadek przy pracy". Ale być może to miał być taki ostatni zryw "starego Leo". I po nieudanej próbie dokonania kolejnego zamachu na żonę następuje w nim ostateczna przemiana.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek
Gość






PostWysłany: Pią 21:37, 01 Gru 2006    Temat postu:

Ja w moich poszukiwaniach kieruję się dewizą wypowiedzianą przez Richarda Dawkinsa: "Warto mieć otwarty umysł, ale nie tak szeroko, aby mózg wypadł."

Co to znaczy w praktyce? To znaczy, że nie dopuszczam istnienia pewnych bytów takich, jak włóczące się po lasach demony, miejsca z innych wymiarów itp. Demonologia jest dla mnie tylko o tyle ciekawa, o ile ma przełożenie na psychologię, filozofię lub na życie codzienne. I w moim przekonaniu takiego przełożenia da się w wypadku Twin Peaks dokonać. Gdyby Twin Peaks było czystą demonologią, nie uznałbym tego filmu w ogóle za godny uwagi.

Interpretacja w duchu psychoanalizy nie musi wcale wiązać się z przeintelektualizowaniem. Dlaczego? Warto zdać sobie sprawę z amerykańskich realiów. Tam każdy ma swojego psychoanalityka. Symbole rodem z psychoanalizy powinny być zatem dla Amerykanina tak samo zrozumiałe, jak dla nas Polaków np. scena zburzenia Pałacu Kultury z "Rozmów kontrolowanych". To, co jednym może wydawać się intuicyjne, inni będą musieli nadrobić wiedzą.

Jeszcze coś a propos prozaizacji. Twin Peaks jest niewątpliwie filmem tajemniczym. U jego podstaw stoi zagadka dotycząca istoty zła. W serialu pojawiają się, wypowiadane przez bohaterów, różne teorie mitologiczne, psychologiczne, te mówiące o jakiś kosmicznych siłach, religijne itd. Lynch ostatecznie nie wskazuje określonej teorii, jako tej "jednej właściwej". Każdy musi sobie sam indywidualnie odpowiedzieć zgodnie z własnym życiowym doświadczeniem. Ale nie znaczy to, że wszystkie teorie są równouprawnione. Wiemy np. że teoria Windoma Earla, na temat tego, co się dzieje w czarnej chacie była w jakimś stopniu błędna.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Introverder




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 587
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Pine Forests

PostWysłany: Pią 21:51, 01 Gru 2006    Temat postu: -

Jest cała masa pytań, które się nasuwają (przy okazji Leo). Pierwsze kluczowe dla analizy postaci, którego nie można pominąć:

Dlaczego Leo się tak zmienił(mam na myśli "pierwszą" przemianę)? Wg mnie ukrywał swoje prawdziwe zamiary wobec Shelly, a ta wykazała się daleko posuniętą łatwowiernością (ten wiedział, że ona na niego "leci" i że robi wrażenie bryka, którą jeździ, sposób "noszenia", może i naturalny wdzięk, który kryje się pod srogim obliczem jego twarzy - jednym słowem "zauroczenie"). Sama Shelly zdaje się potwierdzać moją tezę - gatka z Normą, że okazała się naiwna, zauroczyła się myśląc, że to słodki i gorący chłopak, mający to "coś" (urok/wdzięk osobisty), a potem zdaje się rozgryzać całą sytuację w jednym zdaniu: "A on chciał mieć jedynie darmową gosposię" (coś takiego). Ew. były inne motywy, ale za tym przemawiają po prostu konkretne fakty. Całość przebiega w myśl znanego stereotypu.

Dlaczego Leo tak zależało na Shelly? (kiedy ten był więziony przez Windoma Earle w chatce) Czyżby wychodziła tu po raz kolejny przewrotność Lyncha(?) Kopał, poniewierał ją, znęcał się nad nią, robił jej najgorsze rzeczy, krótko: był damskim bokserem. Hipoteza: zaś kiedy znalazł się w "kleszczach" doszła do niego powoli ta prawda, że jest jedyną bliską mu osobą. To tak naprawdę nie była miłość, ale w jednej "przerażającej" dla niego chwili zdał sobie sprawę, jakim bydlakiem się okazał i teraz, kiedy jest bliski zejścia, pragnie to odmienić. Odczuł potrzebę zrobienia wreszcie po raz pierwszy od dawna czegoś dobrego dla osoby, która myślał, że go wciąż kocha (wypuścił majora ze względu na Shelly).



Zaś Twoja teza, że chciał jej/ich szczęścia, które miał zapewnić ostatni wielki utarg wydaje mi się nieprawdziwa. Starasz się usprawiedliwić jego niektóre poczynania, a to niebezpieczna gra...


Każdy kij ma dwa końce - Może Leo przeczuwał, że Shelly go zdradza i w pewnej chwili ta zazdrość wpłynęła na jego postępowanie... Poczuł się zraniony i stało się to dla niego wewnętrznym usprawiedliwieniem, że "udziela jej lekcji", "lekcji" niegrzecznej dziewczynce, która go "robi w konia" na boku. Ciekawe jest również to (czego nie wiemy), od kiedy Bobby spotyka się z Shelly. Bo jeśli Leo miał pewność/przeczucie, że Shelly go zdradza i on dopiero wtedy stał się takim bydlakiem (co go w żaden sposób nie usprawiedliwia, żeby była jasność), zmienia jednak nieco postać rzeczy. Mógł to wiedzieć po różnych, prostych sprawach: późne powroty z pracy, dziwne zachowanie, głuche telefony czy wreszcie (a może przede wszystkim) jej "bierność seksualna". Jego męska duma została urażona, a to jest coś, czego duma Leo Johnsona w żadnym razie nie mogła znieść. Nie bronię go, staram się jedynie dociec powodów tej nienawiści...

Cytat:
Nie mam pojęcia na ile powrót ze stanu, kiedy jest się "warzywem" do stanu pełnej świadomości jest możliwy. Nie znam się na medycynie. Ale na pewno, gdyby coś takiego już się wydarzyło, to skutki dla osobowości mogłyby być nieoczekiwane. Na pewno nie zdziwiłaby mnie diametralna odmiana charakteru. Tak, aby można było powiedzieć o danej jednostce, że jest nową osobą.


Ale co z pamięcią? Przecież chyba nie zapomniał tego, co Shelly "mu zrobiła" (nieraz będę pisał w cudzysłowie, żeby zobrazowac, że nie jest to mój sposób myślenia, ale próba wczucia się w stan emocjonalny Leo). W ogóle zasadnicze pytanie brzmi: "Czy jest to odmiana tylko tymczasowa, czy trwała tendencja?" Tutaj odwołam się do swojej sfery uczuciowości. Mimo mimo tego, iż był "warzywem" przez długi czas, to mogło coś do niego dochodzić. Jeśli zupełnie się "cofnął w rozwoju"/uwstecznił (wiadomo o co chodzi), to Shelly traktował jak mamę. Wyobraź sobie: nagle się budzisz, nie wiesz prawie nic i masz mętlik w głowie, a jedyne co do Ciebie dociera/oddziałuje/ma wpływ, to ta osoba, która jest bezpośrednio przy Tobie ( i Cię karmi). Shelly, nie śmiem w to wątpić, tak naprawdę nadal gdzieś wewnątrz siebie kochała Leo. On to odczuł, czuł, że jest kochany itd. I ten aspekt wydaje mi się piękny, wzruszający.

Cytat:
Zgadzam się, że pod koniec serialu Leo przypomina łagodnego baranka. Obraz przemiany wewnętrznej burzy jedynie scena, gdy idzie w kierunku Shelly z siekierką. Może to być kolejny "wypadek przy pracy". Ale być może to miał być taki ostatni zryw "starego Leo". I po nieudanej próbie dokonania kolejnego zamachu na żonę następuje w nim ostateczna przemiana.


Skłaniałbym się, że to (jak to nazywasz) "wypadek przy pracy".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Introverder




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 587
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Pine Forests

PostWysłany: Pią 22:07, 01 Gru 2006    Temat postu: -

Wygląda na to, że trochę bronię Leo i chyba w istocie tak jest. To co się dzieje z nim "po wypadku"(nie liczę słynnej sceny z siekierą - tanie efekciarstwo) rzuca na niego nowe światło. Jawi mi się jako istota bezbronna, uczuciowa, potrafiąca darzyć kogoś prawdziwym, czystym uczuciem. Wobec tego nie mogę pozostać obojętny wobec jej losu. To co zrobił to jedno, to kim jest teraz to drugie, stąd tak ważna jest prawidłowa diagnoza jego stanu psychicznego. Może wynika to z mojej durnej wiary, że człowiek zawsze może się zmienić (na skutek dramatycznych/drastycznych/nagłych/"silnych" wydarzeń). Wygląda na to, że Hank oddał mu w pewien sposób przysługę.

Kto z nas może wiedzieć, jaka batalia myśli rozgrywała się w głowie Leo, kiedy znajdował się w stanie śpiączki, co przeżywał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek
Gość






PostWysłany: Pią 22:12, 01 Gru 2006    Temat postu:

Ja nie chcę nikogo moralnie usprawiedliwiać, a już na pewno nie "starego" Leo. Ja nie mam wątpliwości, że to on jest przyczyną zła w domu Johnsonów. Chciałem tylko zwrócić uwagę na kilka aspektów:

Niedokończona budowa domu świadczy o tym, że przynajmniej początkowo musiał się jakoś starać. Przynajmniej na tyle, żeby zacząć budowę. Winą za jej niedokończenie obarczam tylko jego. Prawdopodobnie zadanie budowania domu przekroczyło możliwości tego gbura. Poza tym ten jego tryb życia - ciągle w drodze, skłonność do szpanowania (czerwony samochód), panienki. Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego...

To, że Leo myślał o zmianie sposobu życia też go nie usprawiedliwia. Po pierwsze, co to za pomysł, żeby zacząć nowe życie za pieniądze z handlu narkotykami? Taki interes prędzej go związalby z tym, czym był wcześniej,niż pozwolił mu odmienić swój los. Tym niemniej taki właśnie sposób myślenia o perspektywie lepszego życia jest zastraszająco powszechny. Po drugie, trochę chyba późno się zreflektował. Shelly ma pełne prawo od niego odejść po tym, jak ją traktował. Po trzecie, wcale nie musimy wierzyć, że nawet jeśli by spróbował, to by mu się udało. Wręcz przeciwnie. Iluż to nałogowych alkoholików obiecuje zerwać z nałogiem i zacząć nowe życie i nic z tego nie wynika na dłuższą metę.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Prawdziwek
Gość






PostWysłany: Pią 22:16, 01 Gru 2006    Temat postu:

Zgadzam się, że Hank oddał Leo swoistą przysługę... Dzięki temu wydarzeniu, Leo może rzeczywiście założyć "nowe buty".
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
konetzke




Dołączył: 08 Kwi 2006
Posty: 176
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Skąd: podPoznań

PostWysłany: Pią 22:30, 01 Gru 2006    Temat postu:

Shocked Jestem tylko wiejskim głupkiem... Crying or Very sad W geście obronnym z uśmiechem reaguję na rozważania dotyczące symboliki kukurydzy i bezgłośnych karniszy. Z drugiej zaś strony w związku ze swoimi ułomnościami natury intelektualnej śledzę Waszą misję edukacyjną. Bez notatek i diagramów ani rusz bowiem wszystkie tajemnice i ich powiązania jawią się niczym n-poziomowe drzewo ruchów w grze w szachy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Introverder




Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 587
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Skąd: Pine Forests

PostWysłany: Pią 22:35, 01 Gru 2006    Temat postu: -

Żeby była jasność - żal mi Leo "po" a nie Leo "przed". Ciężko zrozumieć w ogóle taką dawkę zła, okrucieństwa i "bydlactwa". Mogę natomiast spokojnie żałować go w kontekście "ogólnoludzkim", znając jego dramatyczne losy i przemianę, jaka się w nim zachowała. Taki Leo zasługuje na odkupienie.

Shelly ma pełne prawo szukać szczęścia gdzie indziej, przy kimś, kto będzie traktował ją tak, jak na to zasługuje. Przeważa u mnie przekonanie, że b. dobrze Leo zrobił "pobyt" u Windoma Earle'a. Tyle że w pewnym momencie wycierpiał się dość, każdy zasługuje na "szansę".

Sama Shelly nie jest jednak niewinna, romans z Bobby'ym to jedno (mocno usprawiedliwiony), za to chęć wzbogacenia się na jego nieszczęściu uważam za coś paskudnego.

Te słowa Leo: "Nowe buty" po Twoim komentarzu odbieram tak, jako westchnienie Leo za marzeniem, do którego chciał dojść/ je osiągnąć, ostatnia myśl "trzeźwego umysłu".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lynchland.eu Strona Główna -> Twin Peaks - Ogniu Krocz Ze Mną Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 14, 15, 16  Następny
Strona 2 z 16

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin