Forum www.lynchland.eu Strona Główna www.lynchland.eu
Forum serwisu lynchland.eu
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czerwony pokój
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lynchland.eu Strona Główna -> Serial ogólnie i odcinki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
doggod




Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Czw 18:37, 19 Lip 2007    Temat postu:

Talita podała przesłankę: wyraźna analogia BOB-MIKE - Earle-Cooper. MIKE mówi o dawnym współdziałaniu z BOBEM, Cooper wymienia Earla jako swojego dawnego partnera i nauczyciela. W wypadku MIKE'a i BOBa wiemy, że to co razem robili było złe (przynajmniej z punktu widzenia Mike'a).
==============================================

moim zdaniem takie zestawienie postaci jest nadużyciem. Nic nie wskazuje, by w jakikolwiek sposób MIKE był alter ego COOPERA. A co do współpracy COOPERA z WE na płaszczyźnie "niegodziwych" uczynków, niech będzie podpowiedzią wypowiedź WE w ostatnim odcinku TP, gdzie w CZARNEJ CHACIE zaraz po zjawieniu się WE pojawia się COOPER:


EARLE
Dobra odpowiedź. Zawsze żywiłem nadzieję że te
niekończące się godziny mojego mentorstwa PRZYCZYNIĄ SIĘ
do rozwoju płodnego UMYSŁU. Byłeś taki tępy Coop. Taki
poważny, powolny, robiący dobre uczynki harcerzyk
czasem robiłem wszystko co mogłem by powstrzymać się
przed WYPATROSZENIEM TWOICH BEBECHÓW.


Zwrazam uwagę na to zdanie o harcerzyku, z którego wynika, ze prawdopodobnie COOPER zawsze był oponentem WE....



Nie rozumiem natomiast ludzi, którzy potrafią powiedzieć coś takiego: "Dale oddał duszę za Annie. No i wszystko jasne. Nie potrzebne jest żadne tłumaczenie"
===============================================

A co w tym jest takie go niezrozumiałego? Jest to czywista postawa człowieka - mówi o tym chociażby DEZINTEGRACJA POZYTYWNA (patrz prace Kazimierza DĄBROWSKIEGO - wybitenego polskiego psychologa). Czwart stopień tejże dezintegracji (rozwoju człowieka) charakteryzuje się właśnie tym, ze dana jednostka jest w stanie, czuję taką potrzebę poświęcenia się za jakąś ideę, lub konkretnego człowieka. Natomiast w samym saerialu, w tym samym odcinku jest taka rozmowa, którą na pewno pamiętasz między COOPEREM i WE:


COOPER
Nie rób tego. Nie rób jej krzywdy. Powiedz czego chcesz!
Czego chcesz?.

WINDOM EARL

Tu właśnie projektanci wykazali się pomysłowością.
W zamian za najlepsze miejsce w domu chcą czegoś
w zamian. Zgadnij czego dobrowolnie zaoferowanej - nie
związanej z operatorem i ofiarodawcą - duszy dobrej
istoty ludzkiej. Oczywiście, mam ją
I tu właśnie pojawiasz się ty.

COOPER

Puścisz ją, pozwolisz jej żyć.


EARLE

Czytasz w moich myślach, Dale.

COOPER
Zgoda, zrób to teraz, szybko.

EARLE
Cudownie, stań tam.


Ten fragment ewidentnie wskazuje, co było intencją COOPERA... Moim zdaniem w tym przypadku bez sensu jest doszukiwać się w tym filmie innych znaczeń. Można oczywiście przyjąć, że WINDOM, to nie WINDOM, tylko MIKE, albo coś innego, ale po co? Jest to w tym przypadku zwykłą nadinterpretacja....


Tak się składa, że brak mi śmiałości, aby posądzić oponentów o to, że reprezentują typ (a), (b) lub (c). Zatem ich sposób myślenia stanowi dla mnie wciąż wielką zagadkę.
==============================================

No cóż, śmialość jest uwazana przez niektórych jako cnota (przeze mnie też), więc może brak ci tej cnoty. Ty i twoje myślenie tez pozostaje słodką zagadką....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek




Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 19:49, 19 Lip 2007    Temat postu:

doggod napisał:
A co w tym jest takie go niezrozumiałego? Jest to czywista postawa człowieka - mówi o tym chociażby DEZINTEGRACJA POZYTYWNA (patrz prace Kazimierza DĄBROWSKIEGO - wybitenego polskiego psychologa). Czwart stopień tejże dezintegracji (rozwoju człowieka) charakteryzuje się właśnie tym, ze dana jednostka jest w stanie, czuję taką potrzebę poświęcenia się za jakąś ideę


Oddanie komuś duszy nawiązuje do pewnych opowieści, mitów, legend, baśni itp. i ma obrazować przede wszystkim przekroczenie pewnych norm moralnych, nakazów Boskich, czy też wykroczenie przeciw naturalnemu porządkowi rzeczy. Dokonywane ono było z reguły w imię partykularnych celów (np. odzyskanie młodości - Faust, czy dostatnie życie - Pan Twardowski). Nie są mi znane żadne podania, w których oddanie, czy też zapisanie duszy wiązało się z poświęceniem siebie dla innego człowieka. A zatem mamy wyraźnie do czynienia z grą pewnym symbolem - wystąpienie jego w nietypowym kontekście.

I nie wiem co niby do tego mają podręczniki psychologii. Czyżby tam też była mowa o przekazywaniu duszy? Chyba nie! Jeżeli chodzi natomiast o banał głoszący, ludzie czasem się poświęcają dla innych - to wybacz, ale by to stwierdzić nie trzeba się podpierać jakąś skomplikowaną teorią naukową. Problem polega na POWIĄZANIU tych dwóch kwestii: poświęcenie się dla innego człowieka i symbolika związana z "oddawaniem duszy". Nie sądzę, żeby o tym pan Dąbrowski cokolwiek napisał, rzecz dotyczy bowiem teorii literatury i interpretacji symboli, a nie psychologii.

Co do zacytowanego dialogu, pozostaje mi stwierdzić - i co z tego? Czy to tak trudno zrozumieć, że nikt tutaj nie twierdzi, że w miejsce Windoma masz sobie podstawić Mike'a, BOBa itp. Zasadniczą kwestią jest to, czy uznajemy, że przestawiona scena przedstawia rzeczywiste losy Coopera, czy może raczej to, co mu się na jego własny temat wydaje. Cooper jest przedstawiony jako "harcerzyk", bo większość ludzi tak siebie widzi - jako szczerych i niewinnych ("Co złego to nie ja"). Windom wypowiada pewne wątpliwości, podkopując niejako podstawy światopoglądu Coopera. Dale oddaje duszę za Annie - tzn. jemu się wydaje, że czyni coś szlachetnego w imię miłości. Scena, która potem następuje ma wyrazić, że Cooper się myli - to nie tak działa. Nikt nie oddaje duszy diabłu w ten sposób. Dlatego właśnie BOB unicestwia Earla mówiąc w sposób nieco bałamutny, że to tamten przekroczył jakieś granice. Ostatecznie to nie Earl powoduje, że Cooper zostaje uwięziony, ale jego własna zła strona.

Konkludując: nie ma związku przyczynowego między poświęceniem się Coopera a jego pozostaniem w czarnej chacie - to jest WYRAŹNIE wprost pokazane. Jeśli przyjąć, że wizyta w czerwonym pokoju to nic więcej jak pewien zapis tego, co się dzieje w świadomości Coopera, można uznać ostatnie sceny za swoistą zmianę perspektywy - coś podobnego to tego, z czym mamy do czynienia kilkakrotnie w Zagubionej Autostradzie. I podobnie jak tam, efektem tej zmiany perspektywy - tzn. zobaczenia swojej drugiej strony, jest próba ucieczki.

Istnieją ponadto pewne podstawy, by sądzić, że chodzi w całej historii o zawód miłosny. Zdają się to potwierdzać niektóre sceny z pierwotnego scenariusza, które ostatecznie, za sprawą nacisku ze strony nadawcy nie znalazły się w finalnej wersji ostatniego odcinka. Dyskutowałem o tym obszernie z Introverderem w wątku poświęconym symbolizmowi w TP.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek




Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 20:56, 19 Lip 2007    Temat postu:

Powiem może jeszcze coś a propos analogii Mike-BOB, Cooper-Earle. Życzliwie interpretując słowa Tality, i nieco uzupełniając braki w jej interpretacji można przedstawić następującą koncepcję:

Mike kiedyś harmonijnie współpracował z BOBEM, gdy miał jeszcze swoją lewą rękę. To jest oczywiście poziom alegoryczny, który nawiązuje do typowych wyobrażeń o swoim dawnym postępowaniu NAWRÓCONEGO ZŁOCZYŃCY. Historyjka ta ma symbolizować psychomachię która toczy się w głowie Lelanda a może także innych mieszkańców Twin Peaks. Chodzi o powszechne w tradycyjnych, konserwatywnych społecznościach wyobrażenie, że aby nie ulec złemu należy się pilnować, "ściągnąć sobie cugle", należy odrzucić pewną niewłaściwą, grzeszną stronę samego siebie.

Historia Coopera mogła by wyglądać tak w swojej młodości współdziałał ze złym, lecz nieświadomie. Był w coś uwikłany, ale nie było w tym do końca jego winy. Był "harcerzykiem", który nie chciał się niczego nauczyć. Przypomina to poniekąd historię współpracy Mike'a i Boba, ale nie do końca. Albowiem droga obrana przez Coopera była inna niż ta którą obierają Nawróceni złoczyńcy. Cooper zrywa współpracę z Earlem w związku z tym, że widzi złe skutki tej działaności - śmierć Caroline. Cooper "rozstaje" się ze swoim współpracownikiem pozostając naiwny. Albo inaczej - on świadomie wybiera naiwną wiarę w ludzką (a także swoją własną) dobroć.

Earla należy traktować jako taką postać na poły symboliczną. Tzn. ponowne spotkanie Coopera z Earlem w TP możemy interpretować jako fakt, że Cooper staje przed podobnym wyzwaniem, co wtedy za pierwszym razem - nie koniecznie musi spotykać fizycznie tą samą osobę. Wychodzi z tego znów przegrany - choć jego ukochana nie traci życia, to jednak on sam traci swoją naiwną wiarę i staje się złym człowiekiem.

Taka koncepcja wydaje mi się jak najbardziej godna przemyślenia. Nie jest to dokładnie ta sama myśl, którą wypowiedziała Talita, tym niemniej to właśnie jej uwagi, zwrócenie na podobieństwo Coopera-Earla do Mike'a-Boba przyczyniły się do jej powstania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
talita




Dołączył: 15 Lip 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 12:47, 20 Lip 2007    Temat postu:

Cytat:
niestety brakuje w filmie jakichkolwiek przesłanek, by tak uważać. Sądzę, że LYNCH umyślnie nie wgłębiał się za bardzo w przeszłość COOPERA i WE - tak na dobrą sprawę niewiele szczegóły z tej przeszłosci mialyby wpływ na odczytanie filmu

To Twoja opinia. Jak dla mnie od pewnego momentu to właśnie niejasne szczególy z przeszłości zaczynają odgrywać dominującą rolę w tym co się dzieje - Coopera dopadają jego demony z przeszości o których udało mu się wcześniej zapomnieć. Z tym brakiem JAKICHKOLWIEK przesłanek też bym nie przesadzała... filmy Lyncha mają to do siebie że można znaleźć wiele przesłanek do wielu różnych interpretacji. Poza tym mój post nie miał na celu narzucania komukolwiek jakiejkolwiek wersji wydarzeń a jedynie rzucenie innego światła na sprawę.

Cytat:
niech będzie podpowiedzią wypowiedź WE w ostatnim odcinku TP
tutaj też bliższy jest mi pogląd że to co mówi WE w czarnej chacie jest raczej tym co wg Coopera powinien powiedzieć i co chiałby z jego ust w takiej sytuacji usłyszeć czyli niejako usprawiedliwieniem własnej osoby


[quote]Istnieją ponadto pewne podstawy, by sądzić, że chodzi w całej historii o zawód miłosny[quote]
... albo jakąś inną destrukcyjną/toxyczną itp. postać miłości. Z tą "miłością" ewidentnie jest coś nie tak... Od momentu pojawienia się Annie coś niepokojącego się zaczyna dziać z Cooperem. Zostaje zaburzony jego perfekcyjnie poukładany świat - zaniedbuje swój dyktafon, ma problemy z koncentracją, rozbija kawę (która z tego co pamiętam wyciekając z filiżanki już wtedy ma nieco gęstszą konsystencję). I on podświadomie zdaje sobie z tego sprawę (machający rękami Olbrzym w czasie potańcówki).
Z resztą nie żebym była pozbawiona romantyzmu ale kilkudniowa znajomość to chyba trochę za krótko jak na deklaracje o oddaniu za kogoś duszy jakkolwiek by ją interpretować.
A btw zwrócił ktoś uwagę na brzmienie słowa "sycamour"? (+/- brzmi jak sick amour) pewnie zbieg okoliczności jakkolwiek ciekawy Razz


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez talita dnia Pią 13:10, 20 Lip 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek




Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 13:49, 20 Lip 2007    Temat postu:

talita napisał:
A btw zwrócił ktoś uwagę na brzmienie słowa "sycamour"? (+/- brzmi jak sick amour) pewnie zbieg okoliczności jakkolwiek ciekawy Razz


Po pierwsze nie "sycamour", ale "sycamore". Faktem jest jednak, że wymowa (za słownikiem Ling.pl) jest bardzo podobna do "chorego amora". Nie uważam, aby ta fonetyczna zbieżność musiała być przypadkowa. W końcu Lynch mógł jak najbardziej świadomie sięgnąć po tego rodzaju środek.

Po drugie warto zwrócić uwagę na to, że "sycamore trees" to jakaś miejscowa odmiana drzew z rodziny klonowatych bądź platanowatych. Tego rodzaju drzewa (ze względu na to, że są bardzo rozłożyste), bardzo często kojarzono z miłością - u nas w Polsce tę rolę pełni klon jawor - przypomnijmy, miejsce schadzki Laury i Filona.

Warto zwrócić uwagę, że klony/platany z Twin Peaks są bardzo młode, jakby dopiero co zasadzone.

Tekst piosenki można streścić tak: Wpierw - zaproszenie na spacer pod platany, potem słynne "I'll see you in the trees". Pamiętajmy również że pod tymi drzewami "wieje wiatr". A zatem chodzi zapewne o to, że bohatera czekają trudności i że będzie miał się okazję sprawdzić, pokazać kim naprawdę jest. Jeżeli rzeczywiście platany mają tu coś wspólnego z miłością tekst ten wydaje się dobrą wskazówką.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
talita




Dołączył: 15 Lip 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 15:54, 20 Lip 2007    Temat postu:

Cytat:
Po pierwsze nie "sycamour", ale "sycamore".

mój błąd, nie sprawdziłam pisowni a intuicja mnie zawiodła, thx za korektę.

Cytat:
Po drugie warto zwrócić uwagę na to, że "sycamore trees" to jakaś miejscowa odmiana drzew z rodziny klonowatych bądź platanowatych. Tego rodzaju drzewa (ze względu na to, że są bardzo rozłożyste), bardzo często kojarzono z miłością - u nas w Polsce tę rolę pełni klon jawor - przypomnijmy, miejsce schadzki Laury i Filona.

Smile sycamore to dokładnie klon jawor (Acer pseudoplatanus) Ładnie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek




Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 18:39, 20 Lip 2007    Temat postu:

talita napisał:
Smile sycamore to dokładnie klon jawor (Acer pseudoplatanus) Ładnie...


A możesz podać źródło tej informacji? Bo ja szukałem na ten temat wiele, ale trafiałem na bardzo rozbieżne wiadomości. Zwłaszcza, że ponoć w UK sycamore oznacza ponoć inny gatunek klonowatych niż w USA.

Jeśli jednak masz rację, to wspaniale, bo wówczas alegoryczna treść piosenki wydaje się jasna.

Jawor - popularne w literaturze miejsce miłosnych schadzek
Wiejący wiatr - symbol przeciwieństw losu
"I'll see you through the branches that blow" - słowa odnoszące się do sprawdzenia kochanka w sytuacji ekstremalnej.

A zatem uwiarygadnia to tezę, że w ostatnim odcinku kluczem do całości jest miłość, a klęska Coopera musi być związana z tym, że nie przeszedł pozytywnie próby. To ostatnie zdaje się stać w sprzeczności z gestem, jaki dokonuje, scharakteryzowanym jako "oddanie duszy za Annie". Zdolność do takiego wyrzeczenia sugerowałaby bowiem, że Cooper wykazał się dostateczną odwagą i "zdał" egzamin. Nic nie usprawiedliwiałoby pojawienia się w tym momencie doppelgangera. Dlatego właśnie utrzymuję, że to całe rzekome przekazanie duszy Windomowi, to jakieś błędne wyobrażenie Coopera.

Odrzucam także definitywnie intepretację zasugerowaną przez doggoda, że pobyt w "Czarnej Chacie" to kara za ciekawość, chęć poznania tego, co jest po drugiej stronie. Przeczą temu następujące fakty:

(1) Cooper nie wchodzi "między jawory" powodowany ciekawością, ani chęcią poznania prawdy, lecz podąża za porwaną (w jego mniemaniu) ukochaną. Wizyta w czerwonym pokoju przedstawiona jest jako coś wymuszonego.
(2) W czerwonych pokojach widać posąg Wenus, a nie Ateny. Nie widać w ogóle symboli związanych z poznawaniem.
(3) Piosenka w znakomitym wykonaniu Jimmiego Scotta wskazuje wyraźnie na charakter sprawdzianu. Chodzi o przeciwności związane z miłością, ów wiatr targający gałęziami jaworów. Chodzi o wystawienie kochanka na próbę. Znów nie ma nigdzie mowy o dążeniu do prawdy.

Mam także nieodparte wrażenie, że Cooper doświadcza wszystkiego, co go spotyka w czerwonym pokoju niejako wbrew swojej woli. Jego reakcją jest zdziwienie i zakłopotanie (Annie jako Caroline) i ucieczka. Jedyna umyślnie podjęta decyzja (oddanie duszy) okazuje się nie do końca skuteczna (Bob odrzuca tego rodzaju ofiarę.).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
talita




Dołączył: 15 Lip 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz

PostWysłany: Pią 22:37, 20 Lip 2007    Temat postu:

Masz rację, trochę namieszane jest z tymi nazwami anglojęzycznymi. Od kilku lat żyłam w przeświadczeniu że sycamore to klon jawor (na takie tłumaczenie natrafiłam przypadkiem w jakimś atlasie walcząc z oznaczaniem gatunków na botanikę a że skojarzyło mi się z TP to zapamiętałam) co oczywiście jest prawdą (w brytyjskim) natomiast Amerykanie rzeczywiście dodatkowo określają tą nazwą takze 2 gatunki platana, które anglicy nazywają planes (skoro są w miarę podobne to po co używać różnych nazw i komplikować sobie życie).
A co do Coopera to niektórzy tak mają że miłość wyzwala w nich to co najgorsze... :p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek




Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Sob 2:43, 21 Lip 2007    Temat postu:

A propos jaworów i platanów - to problem polega na tym, że nie możemy być do końca pewni, które z tych drzew Lynch miał na myśli. Akcja Twin Peaks dzieje się w stanach, co by sugerowało platany, nie wiadomo jednak, czy reżyser nie zaczerpnął na przykład tego symbolu z angielskiej tradycji literackiej. Nie jestem znawcą sentymentalnej poezji angielskiej, nie wiem w związku z tym, czy "sycamore" gości w niej równie często, co "jawor" w Polskiej. Coś mi jednak podpowiada, że to może być właściwy trop.

A co ciekawe - "sycamore" funkcjonuje również w angielskim jako nazwa odmiany figowca (Biblia), uznawanej ponoć w starożytnym Egipcie za "drzewo życia".

Znalazłem również w internecie następujące tłumaczenie (nie wiem którego znaczenia dotyczy):

"Sycamore -- Tree of protection and favors."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
doggod




Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Sob 17:50, 21 Lip 2007    Temat postu:

"Poza tym mój post nie miał na celu narzucania komukolwiek jakiejkolwiek wersji wydarzeń a jedynie rzucenie innego światła na sprawę. "
=============================================

ależ ja wiem o tym, że nie narzucasz. Po prostu się nie zgodzniłem i nie zgadzam (a dlaczego, to poniżej napiszę) z twoją opinią (domysłami), i to wszystko...


"Istnieją ponadto pewne podstawy, by sądzić, że chodzi w całej historii o zawód miłosny[quote]
... albo jakąś inną destrukcyjną/toxyczną itp. postać miłości. Z tą "miłością" ewidentnie jest coś nie tak... Od momentu pojawienia się Annie coś niepokojącego się zaczyna dziać z Cooperem. Zostaje zaburzony jego perfekcyjnie poukładany świat - zaniedbuje swój dyktafon, ma problemy z koncentracją, rozbija kawę (która z tego co pamiętam wyciekając z filiżanki już wtedy ma nieco gęstszą konsystencję)."
=============================================

zanim wyjaśnię, co jest tego przyczyna, napisze jaka jest moja wersja wydarzeń, co przy okazji będzie kolejnym głosem w dyskusji równiez w Prawdziwiekiem...

Nie zgodze sie z Prawdziwkiem, jakoby TWIN PEAKS był opowieścią o wypieraniu pewnych zdarzeń (części osobowości) z zycia bohatera - w tym przypadku COOPERA. W moim przekonaniu nie on jest głównym bohaterem filmu, choć niewatpliwie odgrywa ta postać w filmie bardzo wazną rolę. W moim przekonaniu WINDOM EARL jest tak samo "prawdziwą" postacia, jaka każda inna w TWIN PEAKS (z wyjątkiem "duchów" zamieszkujacych OTHER PLACE), a podawanie argumentu, ze o WE niewiele wiemy jest dla mnie dużym nadużyciem i naciąganiem tresci filmu pod swoje wyobrazenie, pochądzące z interpretacji późniejszych filmów LYNCHA. Co na to wskazuje? Po pierwsze tytuł. TWIN PEAKS - na poziomie najniższym tytuł wskazuje na miejscowosć, a tym samym na ludzi w niej zamieszkujacy. Tytuł zatem wskazywać moze, ze nie chodziło LYNCHOWI o konkretna osobę, ale o miejsce i problemy ludzi (formuła serialu niejako wymusiła to). TWIN PEAKS to miejsce tuż przy granicy miedzy stanami, a także granicy z Kanadą. Mało tego, to w poblizu tego miejsca znajduje się miejsce, gdzie jest fizyczne miejsce granicy między światem z naszego wymiaru, a tego, którego na co dzień nie jesteśmy w stanie dostzrec. te informacje są niejako narzucone odbiorcy (zanim COOPER pojawia sie w tym miasteczku) i odgrywają zasadniczą role w zyciu, nie tylko w życiu COOPERA, ale pozostałych mieszkanców. Na wyższym poziomie (ważniejszym w we własciwym odczytaniu filmu) TWIN PEAKS jest symbolem dualizmu świata (wszechświata, który składa się z dwóch przeciwstawnych sił (DOBRO - ZŁO, CZERŃ - BIEL, SEKS - MIŁOSĆ, PIERWOTNE INSTYNKTY - ROZUM, NATURA - KULTURA /CYWILIZACJA/ etc.). I to chociażby implikuje nam tezę, że LYNCH w tym filmie nie starał się (zgodzę sioe zupełnie z Prawdziwkiem, ze w LOST HIGHWAY czy MULHOLLAND DRIVE wiodącym tematem był problem wypierania niewygodnych faktów ze swojego życia, czy też tesknoty (marzeń) za kimś, kim się nie jest) zajmować mechanizmami ucieczki od złych (nieprzyjemnych) zdarzeń z przeszłości, ale w serialu tym przyjął tezę, że każdy człowiek ma swoje drugie oblicze (nie przeszłość!), które tłumi w sobie i zajął się mechanizmem relacji między tymi antagonistycznie nastawionym względem siebie wartościami... LYNCH w TWIN PEAKS przedstawił swoją wizję świata, który złożony jest z przeciwieństw wzajemnie się przenikających (zupełnie jak YIN - YANG). Dostrzegając we wszechświecie harmonię i równowagę tych sił, tego samego LYNCH upatruje w znalezieniu tzw. szczęscia w życiu człowieka. Człowiek z różnych powodów ma zakłócona tę równowagę (SILENCIO), co czyni go nieszcześliwym. W TWIN PEAKS rezyser przedstawia, że zarówno przewaga "BIELI", jak i dominacja wspomnianej "CZERNI" nie daje szczescia człowiekowi. Przewagę BIELI LYNCH przedstawił w osobie COOPERA do momentu, kiedy nie poznał ANNIE. To własnie do tego momentu COOPER jest uosobieniem spokoju, rozwagi, rozumu, ale czyni go troche sztucznym, dziwacznym, by nie powiedzieć - nienaturalnym człowiekiem. Jest oziębły i nazbyt oficjalny w relacjach z ludźmi z miasteczka. Ludzie go traktują z dystansem i ostrożnie. Taka postawa nie służy dobrze zarówno innym ludziom, jak i samemu zainteresowanemu. Wniosek? Unikanie sfery emocjonalnej, tłumienie jej (zapewne z obawy przed cierpieniem lub przekonania, jakoby uczucia stanowiły przeszkodę w osiągnieciu buddyjskeigo oświecenia), wg. LYNCHA nie jest dobrym rozwiazaniem, dobrym czy własciwym stosunkiem do świata. Przeciwieństwem COOPERA w filmie był zarówno LELAND PALMER, jak i potem WINDOM EARL. W jednym z odcinków, ktoś (nie pamiętam w tej chwili kto) powiedział, ze człowiek (jego dusza) otwiera się w momencie, kiedy się boi lub kiedy się zakochuje - to wtedy zło (w postaci symbolicznego pasożyta) wszczepia sie w człowieka i karmi się jego cierpieniem. COOPER poznaje ANNIE i się zakochuje (niemalże jak nastolatek. Dlaczego wczesniej sie nie zakochał w AUDREY HORN, choć ona ewidentnie go podrywała? W moim przekonaniu jest to dowód na to, ze w serialu zycie toczyło się na bieżąco i nie było fantasmagorią COOPERA, który, podobnie jak bohaterowie LH lub MD preparowali rzeczywistość i ludzi wedle swoich wyobrażeń). Kiedy COOPER zakochał się w ANNIE (nic nie wskazuje w filmie, by to była jakakolwiek toksyczna miłość lub narażona na niepowodzenie) jego życie radykalnie zaczyna sie zmieniać. COOPER staje sie bardziej radosny, mniej sztywniacki i bardziej życzliwy ludziom. Oczywiście są tego konsekwence - do jego perfekcyjnie poukładanego zycia wkrada się błąd, z biegiem czasu jego dusza zaczyna się otwierać na namiętność, a tym samym na KARŁA. WINDOM EARL, który w filmie się pojawia na zasadzie równoważnej siły w stosunku do COOPERA, jest jak najbardziej realną postacią i niezbędną w serialu. Jest pasjonatem wyznawców SCIEŻKI LEWEJ RĘKI i pogańskich kultów śmierci. Adoptując ich dorobek i praktyki stara się poprzez poznanie mrocznej strony życia uzyskać wiedzę, która go oświeci i uczyni nieśmiertelnym. Potrzebuje w tym celu ofiary w postaci dobrej (niewinnej) duszy (zupełnie jak w tradycji czarnych mszy satanistycznych, gdzie za ofiarę służą dziewice). Idealnie w tym celu nadawała się ANNIE. Dzięki jej zyciu WE mógł być jednym z mieszkańców CZARNEJ CHATY. Kiedy COOPEROWi udaje sie w miarę szybko dostac do CZARNEJ CHATY, tam proponuje WE oddanei swojej dobrej duszy za zycie ANNIE. WE się zgadza - coś swiadczy jedynie o tym, ze nie mógł stanowić jakiegoś alter ego COOPERA. Kierował sie egoistycznym pragnieniem uzyskania pozwolenia bycia "jednym z nich" i nei interesowało go, czy bedzie to kosztem ANNIE, COOPERA czy innej niewinnej istotki. COOPER się zgadza i oddaje swoją duszę (życie?). WE go zabija , ale BOB uniewaznia ten rytuał WE, albowiem nie był ochotnikiem (ja to tłumaczę tym, ze pragnący wstąpić do CZARNEJ CHATY muszą balansować sami na krawedzi zycia i śmierci. Wielu szamanów zażywało w sporych dawkach substancje narkotyczne 9lub poprostu truciznę - np. grzyby muchomora, które pozwalały balansować na skraju życia i śmierci. WE albo przeoczył to, albo poprostu się bał tego, więc usiłował to zrobić wykorzystując ofiarę z człowieka. Nie był więc ochotnikiem. Takim ochotnikiem był COOPER, co było dlka mnie jednym z kilku powodów do postawienia tezy, ze usiłował popełnić samobójstwo.) Jako, ze WE udało się juz zabrać duszę COOPERA, BOB ją pozostawił w CZARNEJ CHACIE, pozwalając ANNIE i COOPEROWI na przeżycie. Z tym, ze COOPER był juz bez jego dobrej strony jego duszy. Automatycznie, to, co COOPER czuł wczesniej w stosunku do ANNIE, czyli miłość, teraz przrodziło się z żądzę zabicia jej. tzn. ANNIE.

W ostatnim odcinku LYNCH jest bardzo pesymistyczny i wyraza pogląd, ze sama miłość nie jest w stanie powstrzymać zła na świecie (taką nadzieją żywił się MAJOR BRIGGS, ale i on miał chwile zwątpienia). LYNCH sugeruje, że idealny związek między kobietą i mężczyzna występuje wtedy tylko, kiedy zarówno MIŁOŚĆ i SEKS występują w równowadze i harmonii (jak wszystko w we wszechświecie). Taki idealny związek LYNCH widział wśród bohaterów DZIKOŚCI SERCA, ale tylko do chwili, kiedy zdecydowali zboczyć z drogi i zatrzymać się w CAPE FEAR (w domyśle: ustatkować się, założyc rodzinę, pracować - prowadzić zwykłe życie).


Daleki jest od forsowania przekonania, ze mam monopol na własciwe odczytywanie filmów LYNCHA. Jednak tendencja Prawdziwka do wrzucania wszystkich filmów do jednego worka i usiłowania ich odczytywania za pomocą jedynie jednego klucza, jest moim zdaniem niewybaczalnym nadużyciem. Nie nalęzy tego robić, choć niewątpliwie wszystkie filmy LYNCHA układają się w logiczną całość i każdy z jego filmów daje co raz to nowe informacje, które mogą pomóc w odbiorze poprzednich jego filmów. Wypieranie pewnych elementów swojej świadomości niewątpliwie dominuje w ostatnich jego filmach, ale nie zawsze tak było przecież. PROSTA HISTORIA (skądinąd uważam ten film za bardzo dobry i nie zgodze się z tymi, którzy twierdzą ze jest słaby i mało "lynchowski") opowiada właśnie coś odwrotnego, a mianowicie o próbie (w efekcie zakończonej sukcesem) stworzenia w sobie równowagi (harmonii).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek




Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 11:30, 22 Lip 2007    Temat postu:

Wpierw wyrażę moje ogólne przekonanie na którym opiera się moja interpretacja. Otóż, w przeciwieństwie do doggoda uważam że Twin Peaks (serial) nie jest do końca spójną całością i że sam pomysł ewoluował. (Czy w ogóle istnieje coś takiego jak konceptualnie spójne seriale?) Każdy widz dostrzeże zapewne różnice między pierwszą częścią serialu, a tym co się dzieje po rozwiązaniu zagadki śmierci Laury Palmer. Do tego ostatni odcinek wydaje się dużym zaskoczeniem. I to nie tylko mi się wydaje - wystarczy przejrzeć fora, porozmawiać ze znajomymi, aby dojść do wniosku, że przekonanie o niespójności Twin Peaks jest powszechne. Ponadto większość wskazuje, że ich zdaniem to ta pierwsza część jest lepsza.

Otóż serial "Miasteczko Twin Peaks" to w moim przekonaniu poligon doświadczalny dla różnych idei Lyncha i Frosta. Żeby było ciekawiej panowie mieli raczej różne cele i aspiracje - Frost chciał stworzyć zapewne po prostu interesujący, przyciągający widzów obraz - serial, jakiego jeszcze nie było. Zależało mu na tym, aby wszystko było dziwaczne i niestandardowe (metody dochodzenia, duchy, UFO itp.). Koncepcja Lyncha natomiast wyraźnie ewoluowała.

Pierwszy sezon przekazuje treści bardzo zbliżone do "Blue Velvet". Całość zaczyna się od makabrycznego odkrycia. Osoba, która prowadzi dochodzenie jest "z zewnątrz", ma odpowiedni dystans i dlatego widzi więcej niż miejscowi (np. Truman). Mieszkańcy nie są specjalnie chętni aby wyciągać na jaw brudy, które na co dzień skrupulatnie zamiatają pod dywan. Nie okazują jednak Cooperowi swojej niechęci bezpośrednio. Jednak w chwili, gdy zbyt wiele brudów ujrzało światło dzienne padają strzały.

Na początku drugiego sezonu następuje pewna zmiana. Wiele osób zaczyna zachowywać się inaczej. Nadine przeżywa drugą młodość, Leland zmienia się z rozpaczającego ojca w wesołka, Leo z brutalnej bestii staje się niegroźnym inwalidą. W dużej mierze chodzi w tym wszystkim chyba o to, byśmy mogli spojrzeć na niektóre wydarzenia z nieco innej perspektywy.

Kolejne nowe wątki mamy wprowadzone po rozwiązaniu zagadki. Wówczas właśnie serial zaczyna "skręcać" w stronę Coopera. Najpierw warto przypomnieć tu wewnętrzne śledztwo i pewne bardzo ważne pytanie, które pada w jego kontekście:

Na ile Cooper jest tylko odsłaniającym prawdę bezstronnym obserwatorem, a na ile sam swoją działalnością prowokuje wydarzenia?

Pojawia się też nowy wątek: zawieszony agent FBI Cooper zaciąga się do lokalnej policji, zakłada kraciastą koszulę, a ponadto deklaruje chęć kupienia jakiejś posiadłości w okolicy. Widzimy jak "obcy" staje się "tutejszym" (bardzo ważna opozycja w Twin Peaks).

Na sam koniec dochodzi kilka nowych spraw miłość do Annie, Windom Earle i tajemnicza przeszłość Coopera. I właśnie od tego momentu serial zostaje zdominowany przez motyw pojedynku - walki głównego bohatera z demonami przeszłości, z sytuacjami, które zdają się przerastać jego intelekt. Ujawniając przeszłość Cooper podważa poniekąd swój autorytet, jako osoby bezstronnej. Do tego dochodzi utrata bezstronności związana z przywiązaniem się do Twin Peaks.

Ten ostatni pomysł jest lepiej uwidoczniony w ostatnim odcinku. Ktoś, kto wydawał się uosobieniem dobra, trafia do miejsca, którego poszukiwał, i wychodzi stamtąd jako nowe wcielenie BOB-a. Cel Lyncha jest dla mnie jasny, chodzi o to samo, co w jego późniejszych dziełach: kazać widzom zwątpić w to, co przed chwilą widzieli, kazać im jeszcze raz przemyśleć pewne sprawy. Pomysł ten nie jest wedle mnie nadto szczęśliwy, z prostego powodu, że nie da się dokonać w sposób przekonujący przewartościowania w ostatnim odcinku, biorąc pod uwagę, że wcześniej obejrzeliśmy niespełna trzydzieści innych, z których wynikało coś innego. Tym niemniej jestem głęboko przekonany, że właśnie o takie przewartościowanie tutaj chodzi.

Co zaś do roli przeszłości Coopera, której znaczenie chcesz doggod umniejszać, wytłumacz w takim razie dlaczego Cooper myli Annie z Caroline. Zwróć uwagę na: MYLI, a nie "kojarzy mu się", czy coś w tym stylu. Skoro MYLI się w tym wypadku, dlaczego uznawać, że może się mylić w ogóle, co do sytuacji w jakiej się znalazł?

Nie twierdzę, że związek z Annie był skazany na niepowodzenie. Problem w tym, że w ogóle mało na ten temat wiemy. Widzimy, że Cooper jest zafascynowany nią, że widzi w niej swoje własne odbicie (podobieństwo losów), ale co my tak naprawdę wiemy o niej samej, o tym co ona odczuwa w stosunku do Coopera - NIC. A to w połączeniu z wydarzeniami z ostatniego odcinka sugeruje fatalne zauroczenie. Ponadto w pierwotnym scenariuszu była scena, w której Cooper chce wejść do pokoju, w którym przebywa Annie, ale drzwi mu się zamykają przed nosem. Trudno chyba o bardziej sugestywną scenę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
doggod




Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Czw 11:46, 26 Lip 2007    Temat postu:

"Otóż, w przeciwieństwie do doggoda uważam że Twin Peaks (serial) nie jest do końca spójną całością i że sam pomysł ewoluował. (Czy w ogóle istnieje coś takiego jak konceptualnie spójne seriale?) Każdy widz dostrzeże zapewne różnice między pierwszą częścią serialu, a tym co się dzieje po rozwiązaniu zagadki śmierci Laury Palmer. Do tego ostatni odcinek wydaje się dużym zaskoczeniem. I to nie tylko mi się wydaje - wystarczy przejrzeć fora, porozmawiać ze znajomymi, aby dojść do wniosku, że przekonanie o niespójności Twin Peaks jest powszechne. Ponadto większość wskazuje, że ich zdaniem to ta pierwsza część jest lepsza."
==============================================

Żaden serial nigdy nie będzie spójną całością. To oczywiste, albowiem musi obowiązywać w takiej produkcji wielowątkowość. I tak jestem pełen podziwu dla LYNCHA i FROSTA, że udało im się tak przemyśleć to wszystko, by jednak "skleić" jak najwiecej wątków. Która część filmu jest lepsza, to nie wiem - nigdy nad takimi sprawami się nie zastanawiałem - dla mnie całość stanowi interesujace dzieło, choć nie powiem - kilka wątków w filmie jest niepotrzebnych - przynajmniej w kontekście wiodącej idei filmu (np. perypetie Lucy i Andy'ego, wątek własności tartaku i próby jego przejęcia)...


"Otóż serial "Miasteczko Twin Peaks" to w moim przekonaniu poligon doświadczalny dla różnych idei Lyncha i Frosta. Żeby było ciekawiej panowie mieli raczej różne cele i aspiracje - Frost chciał stworzyć zapewne po prostu interesujący, przyciągający widzów obraz - serial, jakiego jeszcze nie było. Zależało mu na tym, aby wszystko było dziwaczne i niestandardowe (metody dochodzenia, duchy, UFO itp.). Koncepcja Lyncha natomiast wyraźnie ewoluowała. "

=======================================

Uważam, że serial moze i był poligonem doswiadczalnym, ale jest to problem, który nic nie wnosi i tak naprawde nie ejsteśmy w stanie, czy tak rzeczywiscie było. Poza tym, w mojej ocenie nie tylko FROST miał takie ambicje, o których piszesz. LYNCH także miał i ma takie zainteresowania - wprawdzie nigdy z takim rozmachem ich nie forsował jak to zrobił w TP, ale pewne elementy zawierał już w swoich filmach wcześniej. Myślę, że LYNCH dlatego zdecydował się na współpracę z FROSTEM, ponieważ obaj panowie mieli podobne zainteresowania i obaj mieli te same ambicje co do treści i układu serialu.


"Na początku drugiego sezonu następuje pewna zmiana. Wiele osób zaczyna zachowywać się inaczej. Nadine przeżywa drugą młodość, Leland zmienia się z rozpaczającego ojca w wesołka, Leo z brutalnej bestii staje się niegroźnym inwalidą. W dużej mierze chodzi w tym wszystkim chyba o to, byśmy mogli spojrzeć na niektóre wydarzenia z nieco innej perspektywy"

==============================================

Zauważ, kiedy NADINE zachowuje sie inaczej po próbie samobójstwa. Czy nie ma to pewnego związku z tym, co dotyczyć będzie później COOPERA - w ostatnim odcinku? Zastanawiajace jest równeiż to, jak wiele w tym serialu jest przypadków samobójczych - LAURA (wprawdzie zabił ją ojciec, ale mentalnie zgodziła sie na to i sprowokowała całą sytuacje do tego, by skończyć ze sobą); LELAND, Harold SMITH...) Myślę, ze nie jest to przypadek. Myślę, w przypadku osob, które otarły się o śmierć (do tego dochodzi jeszcze LEO JOHNSON), doszło do zastanawiąjącej przemiany. Myślę, że we wszystkich tych przypadkach LYNCH wskazuje na to, że człowiek posiada dwie natury - dobrą i złą (również taki LEO JOHNSON, który nie wiedzieć czemu nagle postanawia kochać nad wyraz swoją żonę). Wskazują na to chociażby juz same postaci - np. ALBERT ROSENFIELD - czyż jego nazwisko nie stoi w przeciwieństwie do tego, jaką prezentuje postawę życiową ten człowiek. LYNCH posłużył się tą postacią by własnie wskazać na tę symboliczną BIEL - czyli kroczenie ŚCIEŻKĄ PRAWEJ REKI, jednak i taka postawa potrafi odczłowieczać (patrz scena w kostnicy, kiedy ALBERT chce sekcji zwłok, na co nie wyraza zgody HAYWARD, by w pewnym momencie powiedziec nawet, ze ALBERT nie jest człowiekiem!). Drugi przykład to MAJOR BRIGGS - niby taki szlachetny, wierzący i prawy, ale był skłonny uderzyc w twarz syna przy stole, ba - niby taka fajna rodzina, ale jakoś miłości w niej nie było, skoro BOBBY jednak nie miał przez dłuższy czas kontaktu z rodzicami i zajmował sie sprawami bardzo nagannymi. To tylko ma wskazywać na to, ze przewaga jednej "strony" nad drugą (bez względu na jej "kolor") nie jest wskazana w zyciu człowieka. Nie bez kozery pojawia sie w pewnym momencie agent - TRANSWESTYTA. Dwa w jednym w totalnej harmonii wydaje się byc idealnym rozwiazaniem... Przeniosło się to na przebieg filmu, przynajmniej w watku uratowania COOPERA. Sam COOPER mimo że wydaje się, że jest prawym człowiekiem, zdradza jednak pewne inklinacje do tego, ze pasjonuje się mroczną naturą świata. Przedstawione to jest w czynnościach codziennych(np. pasja picia czarnej kawy, w jednym z odcinków wisi do góry nogami i nagrywa cos dla DIANE)...
===============================================


"Na sam koniec dochodzi kilka nowych spraw miłość do Annie, Windom Earle i tajemnicza przeszłość Coopera. I właśnie od tego momentu serial zostaje zdominowany przez motyw pojedynku - walki głównego bohatera z demonami przeszłości, z sytuacjami, które zdają się przerastać jego intelekt. Ujawniając przeszłość Cooper podważa poniekąd swój autorytet, jako osoby bezstronnej. Do tego dochodzi utrata bezstronności związana z przywiązaniem się do Twin Peaks"

============================================

Postać WINDOMA EARLA pojawia się już w 9 lub 10 odcinku, kiedy to ALBERT ROSENFIELD mówi COOPEROWI o tym, ze własnie zniknął ten jego były współpracownik (jest to dla mnie jeden z dowodów na to, ze jednak taka postać fizycznie istaniała). COOPER wtedy robi wrażenie zmartwionego i lekko wystraszonego. Chyba przeczuwa, z czym to moze się wiązać....


"Ten ostatni pomysł jest lepiej uwidoczniony w ostatnim odcinku. Ktoś, kto wydawał się uosobieniem dobra, trafia do miejsca, którego poszukiwał, i wychodzi stamtąd jako nowe wcielenie BOB-a. Cel Lyncha jest dla mnie jasny, chodzi o to samo, co w jego późniejszych dziełach: kazać widzom zwątpić w to, co przed chwilą widzieli, kazać im jeszcze raz przemyśleć pewne sprawy"

==============================================

Niekoniecznie. Myślę, że celem było pokazanie, ze każdy człowiek ma dualistyczną naturę. COOPER juz wczesniej zdradzał w drobnostkach zyciowych, że tkwi w nim ta "gorsza" natura....


"Co zaś do roli przeszłości Coopera, której znaczenie chcesz doggod umniejszać, wytłumacz w takim razie dlaczego Cooper myli Annie z Caroline. Zwróć uwagę na: MYLI, a nie "kojarzy mu się", czy coś w tym stylu. Skoro MYLI się w tym wypadku, dlaczego uznawać, że może się mylić w ogóle, co do sytuacji w jakiej się znalazł?"
==============================================

Umniejszam, bo naprawdę bardzo mało o niej wiemy. Jego relacje z CAROLINE i WINDOMEM EARLEM są dla mnie tak oczywiste, jak to opisał sam COOPER. czyli tylko tyle, ze zakochał się w zonie wspólnika. Doprowadziło to do sytuacji, kiedy EARL zabija ją, a sam COOPER nie był w stanie temu zapobiec, samemu padając ofiarą. Noże, które przypomina COOPEROWI w pewnym momencie WE, dla mnie tylko tylko oznaczają, że to nimi WE zabija CAROLINE i to nimi ciężko raniony jest COOPER. W moim przekonaniu COOPER MYLI CAROLINE z ANNIE z tego powodu, że byc moze CAROLINE była jego pierwszą miłością, ciągle o niej myślał, nawet po jej śmierci. Kiedy poznał ANNIE - doszukał się w niej wiele zbieżnych cech z CAROLINE - być może na wyrost szukał kogoś podobnego do CAROLINE i to go zgubiło.... W każdym razie nie posuwałbym się do postawienia takiej tezy, ze COOPER był odpowiedzialny za śmierć CAROLINE (ma przeciez wyrzuty sumienia, ze nie udało mu się powstrzymać WINDOMA EARLA. Jak dla mnie, nic nie wskazuje, by WE był alter ego COOPERA). To, ze sie MYLI w CZARNEJ CHACIE COOPER swiadczy jeszcze wiele innych motywów (np. kawa czy same pokoje, z których stara sie wydostać). Wątek MYLENIA się myślę, ze jest zwiazany własnie scisle z tym, ze w jego poswiadomości lub w stanie śmierci dochodzi do zaburzeń osobowościowych i przewartościowywania pewnych spraw (np. życiowych).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek




Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Czw 15:17, 26 Lip 2007    Temat postu:

doggod napisał:
Wskazują na to chociażby juz same postaci - np. ALBERT ROSENFIELD - czyż jego nazwisko nie stoi w przeciwieństwie do tego, jaką prezentuje postawę życiową ten człowiek. LYNCH posłużył się tą postacią by własnie wskazać na tę symboliczną BIEL - czyli kroczenie ŚCIEŻKĄ PRAWEJ REKI, jednak i taka postawa potrafi odczłowieczać (patrz scena w kostnicy, kiedy ALBERT chce sekcji zwłok, na co nie wyraza zgody HAYWARD, by w pewnym momencie powiedziec nawet, ze ALBERT nie jest człowiekiem!).


Ja widzę tę postać zupełnie inaczej. Albert to typ z jednej strony chłodnego racjonalisty, a z drugiej człowieka, który brzydzi się tym wszystkim, co nazywamy "ludzką naturą" - a więc emocjonalnością, bezpośrednią przemocą, które uważa za przejaw prostactwa bądź barbarzyństwa. Scenę, w której brata się z Trumanem i mówi o wzajemnej miłości, postrzegam jako groteskę. Autorzy filmu naśmiewają się w ten sposób z "wielkopańskich" manier, zwracając uwagę na to, że samo wyrzeczenie się przemocy bezpośredniej nie uczyni z chama człowieka kulturalnego. Złośliwe komentarze Alberta nie różnią się aż tak bardzo od prawego sierpowego. Jedni walczą na pięści inni na słowa i wcale ta druga walka nie wydaje się szlachetniejsza. Wyrzeczenie się przemocy fizycznej nie okazuje się zatem sensowną postawą życiową, skoro jej słowne ekwiwalenty potrafią czynić równie wielką krzywdę.

Cytat:
Drugi przykład to MAJOR BRIGGS - niby taki szlachetny, wierzący i prawy, ale był skłonny uderzyc w twarz syna przy stole, ba - niby taka fajna rodzina, ale jakoś miłości w niej nie było, skoro BOBBY jednak nie miał przez dłuższy czas kontaktu z rodzicami i zajmował sie sprawami bardzo nagannymi.


Ja bym nie interpretował sceny, w której Briggs karci syna, w stylu "no i wyszła z majora jego zła natura". Tu chodzi raczej o porażkę wychowawczą. Przemawianie dzieciom do rozsądku i bezstresowe wychowanie nie zawsze przynosi oczekiwane rezultaty. Prowadzi często do tego, że młody człowiek zaczyna mieć wszystko i wszystkich głęboko gdzieś. Znów - scena na którą się powołujesz miała być w zamierzeniu autorów groteskowa, wyśmiewać pewne naiwne postawy i przekonania dotyczące modelowych relacji między dziećmi a rodzicami.

Cytat:
Sam COOPER mimo że wydaje się, że jest prawym człowiekiem, zdradza jednak pewne inklinacje do tego, ze pasjonuje się mroczną naturą świata. Przedstawione to jest w czynnościach codziennych(np. pasja picia czarnej kawy, w jednym z odcinków wisi do góry nogami i nagrywa cos dla DIANE)...


Takie symbole jak czarna kawa czy wiszenie głową do dołu odbieram jak najprościej, to znaczy tak, jak najczęściej się te rzeczy nam na co dzień kojarzą. A zatem:

KAWA to środek pobudzający, budzący nas ze snu, pozwalający zachować trzeźwy umysł. Częste picie kawy symbolizuje chęć pozostania przy zdrowych zmysłach, obiektywnego patrzenia na rzeczywistość, zachowania czujności itp.

CZARNA KAWA BEZ CUKRU skontrastowana zwłaszcza ze słodką kawą ze śmietanką (ulubiony napój Shelly) to przede wszystkim gorycz!!! (Kto nie wierzy, niech sobie zaparzy mocne espresso bez cukru. Obrzydliwa gorycz, ale trzeba przyznać: nieźle stawia na nogi.) Ten kto pije gorzką kawę nie lubi sobie sztucznie "osładzać" rzeczywistości, bierze fakty takie jakimi są, przejawia gotowość na uznanie nawet tych najmniej pięknych prawd. Dopatrywanie się w czarnej kawie symbolu zła, to chyba jednak mocna nadinterpretacja.

WISZENIE GŁOWĄ DO DOŁU to przede wszystkim zachowanie z cyklu niekonwencjonalnych. Może być rozumiane jako nawiązanie do specyficznych metod Coopera. Nieodparcie kojarzy się też z powiedzeniami w stylu "stawiać sprawę na głowie". Pierwsze słyszę, aby komuś się to kojarzyło ze złem.

Ponowię w związku z tym wyrażoną wcześniej obiekcję co do Twojego sposobu interpretowania symboli. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że całą symbolikę Twin Peaks sprowadziłbyś najchętniej do obrazowania dualizmu dobro-zło. Tymczasem niektóre z nich mają zupełnie inne dużo bardziej naturalne wyjaśnienia. Co więcej przyjęcie tych bardziej naturalnych i potocznych interpretacji sprawia, że serial wydaje się znacznie bogatszy treściowo i co tu dużo mówić, okazuje się przez to znacznie ciekawszy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez prawdziwek dnia Pią 2:12, 27 Lip 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
prawdziwek




Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 2:03, 27 Lip 2007    Temat postu:

Jeszcze jedna kwestia. Właśnie obejrzałem jeszcze raz scenę w czerwonym pokoju. I choć trudno mi jeszcze zinterpretować wszystkie zdarzenia, to jednak wiele rzeczy zaczyna się układać.

Przyjrzyjmy się dokładniej tej sekwencji zdarzeń:

Bob zabija Windoma twierdząc, że on nie mógł żądać duszy Coopera. Widzimy szamoczącego się między czerwonymi kotarami doppelgangera. Cooper wychodzi na korytarz i spostrzega doppelgangera Lelanda, który uśmiecha się i mówi: "Ja nikogo nie zabiłem!" W tym momencie widzimy jak zza kotary wychyla się doppelganger Coopera, który przybiera podobną minę co doppelganger Lelanda.

Wiemy, że Leland (jako Bob) zabił swoją córkę. Jak interpretować słowa doppelgangera? Po pierwsze, jego wypowiedź możemy traktować jako bezczelne kłamstwo. Wówczas pojawienie się w tym momencie doppelgangera Coopera oznacza zapewne, że Cooper też kłamie, okłamuje sam siebie, nie chce spojrzeć prawdzie w oczy. Taka interpratacja zgodna jest z hipotezą, że Cooper to zabójca, lub człowiek który przynajmniej usiłował zabić, ale winą za to obarcza zmyślonego bądź prawdziwego Windoma Earla.

Jest jeszcze inna możliwość: Doppelganger mówi prawdę. Oznaczałoby to, że błąd Coopera polega na tym, iż uznaje, że winą za zabójstwo obarcza jakieś dziwne duchy, doppelgangerów, tymczasem to ludzie tacy jak Leland są odpowiedzialni za swoje czyny. Tworzona przez Coopera i mieszkańców miasteczka fikcja ulega demistyfikacji. Pojawienie się doppelgangera Coopera może oznaczać uświadomienie sobie, że te wszystkie fakty dotyczą również i jego, on sam jest również zdolny do niejednej zbrodni. To co widzimy potem, to efekt załamania spowodowanego utratą wiary w siebie.

Doszedłem również do wniosku, że nieco inaczej należy interpretować zachowanie Coopera pod koniec odcinka. Słowa "I have to brush my teeth..." wypowiada osoba, która sama nie jest pewna, kim jest, człowiek, który czuje potrzebę zobaczenia siebie w lustrze. Uderzenie głową o szybę - to nie jest chyba efekt szału BOBa, lecz raczej wynik rozczarowania tym, co się w tym lustrze zobaczyło. Jednak rozczarowanie szybko ustępuje niespodziewanej afirmacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
doggod




Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Pią 7:56, 27 Lip 2007    Temat postu:

"Cooper wychodzi na korytarz i spostrzega doppelgangera Lelanda, który uśmiecha się i mówi: "Ja nikogo nie zabiłem!" W tym momencie widzimy jak zza kotary wychyla się doppelganger Coopera, który przybiera podobną minę co doppelganger Lelanda.Wiemy, że Leland (jako Bob) zabił swoją córkę. Jak interpretować słowa doppelgangera? Po pierwsze, jego wypowiedź możemy traktować jako bezczelne kłamstwo. Wówczas pojawienie się w tym momencie doppelgangera Coopera oznacza zapewne, że Cooper też kłamie, okłamuje sam siebie, nie chce spojrzeć prawdzie w oczy. Taka interpratacja zgodna jest z hipotezą, że Cooper to zabójca, lub człowiek który przynajmniej usiłował zabić, ale winą za to obarcza zmyślonego bądź prawdziwego Windoma Earla."
==========================================

Doppelganger LELANDA, który mówi, że nie on zabił, to w mojej ocenie zniekształcona juz złem ta "dobra" strona świadomosci LELANDA. Ta sama, dzieki której LELAND dzięki morderstwu JACQUESA RENAULTA mógł się dosłownie i w przenośni "wybielić". Ja własnie też od kilku dni oglądam po raz 5 lub szósty cały serial. W odcinku bodajże 13 przyjeżdza do TW GORDON COLE, który w rozmowie z COOPEREM wspomina wydarzenia w PITTSBOURGU (a więc GORDON COLE jest kolejna postacią, która wie o WE i tych zdarzeniach) i wyraza nadzieję, ze relacje COOPERA z AUDREY HORNE nie powtórzą tamtych zdarzeń w łaśnie z Pittsbourgha. COOPER zastrzega, ze to jest inna zupełnia sytuacja. Abstrahując od tego wątku, dzięki ponownemu oglądaniu tego serialu i rozmowie z Tobą zmieniła mi się perspektywa pogladu na postać COOPERA. Dało mi do myślenia kilka, wydawać by się mogło, prozaicznych faktów. Po pierwsze COOPER lubi często wisieć lub medytować do góry nogami (już dwa razy do 14 odcinka to zrobił). Po drugie COOPER uwielbia "GORĄCĄ, CZARNĄ KAWĘ", kiedy PETE MARTELL - pewnego rodzaju pozytywne prawdopodobnie przeciwieństwo COOPERA - "ZIMNE MLEKO". Po trzecie - COOPER uwielbia czerń, czarne garnitury (agenci FBI nie muszą akurat takich nosić). No i bardzo dziwna, ale wymowna sprawa - COOPER lubi żelatynę, a własciwie nienagannie układać nia swoje hebanowe włosy (czyżby to symbolizowało w jaki sposób stara się poskramiać swoją mroczną naturę?). Kiedy się COOPER budzi, na głowie pojawia się trochę taki komiczny nieład na głowie spowodowany nawykiem spania na LEWEJ stronie. Chyba najlepiej to oddaje w symboliczny sposób tezę, że COOPER (i w ogóle kazdy człowiek) w czasie snu nie jest w stanie kontrolować swojej mrocznej natury.


"Jest jeszcze inna możliwość: Doppelganger mówi prawdę. Oznaczałoby to, że błąd Coopera polega na tym, iż uznaje, że winą za zabójstwo obarcza jakieś dziwne duchy, doppelgangerów, tymczasem to ludzie tacy jak Leland są odpowiedzialni za swoje czyny"

=============================================

Te "dziwne duchy" istnieją, zarówno w tamtej twinpeaksowej społecznosci w postaci legend (stąd las GHOSTWOOD), wierzeń indiańskich, jak i w kazdej religii. LELAND, jak kazdy człowiek posiadał mroczną strone swej duszy (symbolika KARŁA to wskazuje) - BOB, jako jeden ze złych duchów przedostał sie do duszy LELANDA i opanował ją. Co jest zastanawiające, kiedy LELAND wspomina w jaki sposób poznał BOBA, mówi, ze BOB zamieszkiwał WHITE HOUSE (odpowiednik WHITE LODGE?). Myślę, ze nie jest to przypadek. Zachowanie LELANDA tuż przed śmiercią, jego zachowanie po śmierci LAURY moze oczywiście wskazywać na to, ze był niezłym aktorem, ale ja raczej skłaniałbym się do opcji takiej, ze LELAND cierpiał na pewne psychozy, miał problemy zaburzeń osobowościowych etc. Nie jest to jakiś odosobniony przypadek. Na co dzień interesuję się problematyką zwiazaną z seryjnymi mordercami - ci najbardziej znani, najbardziej pomysłowi, przebiegli i krwiożerczy, cierpieli własnie na rozdwojenie jaźni. Wynikało to oczywiście ze specyficznej budowy mózgu i pewnych dewiacji seksualnych, ale takie zachowania miały powszechnie miejsce. Zachowanie LELANDA wiec w pełni odpowiada rysowi chcrakterologicznemu typowego seryjnego mordercy (przykładny mąż, ojciec i pracownik). U niego pojawił sie BOB, a u innych pojawiały się "GŁOSY", "MATKA", a nawet "SZATAN" we własnej osobie. Wykluczyłbym wiec opcję, że LELAND robił wszystko bedąc w pełni świadomym człowiekiem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.lynchland.eu Strona Główna -> Serial ogólnie i odcinki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 3 z 8

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin